Kontynuując serię o przodkach, opowiem dziś o moich pradziadkach. Tak jak ostatnio wspomniałem, nie miałem szansy poznać żadnego z nich, ale wiem o nich dość dużo z przekazów rodzinnych. Wszyscy mieszkali na wsi i prowadzili gospodarstwa rolne. W przeciwieństwie do moich dziadków rozstrzał wieku pomiędzy pradziadkami jest dosyć duży. Najwcześniej - w 1885 roku - urodził się pradziadek Stanisław Cyliński. Niewiele, bo tylko o rok od niego młodszy był Wojciech Pawlak. Najpóźniej urodzoną z tej grupy była natomiast Marianna Krzywańska z Andrzejczaków, przyszła ona bowiem na świat w 1912 roku. Zatem różnica wieku pomiędzy najstarszym a najmłodszym z tego grona wynosi aż 27 lat - jest to różnica jednego pokolenia. Wynika ona z faktu, iż dziadek Stefan Cyliński (podobnie jak babcia Górecka) był najmłodszy z rodzeństwa, natomiast jego żona, babcia Emilia była najstarsza, a tym samym miała dużo młodszych rodziców niż jej mąż. Mimo wszystko większość (może nawet wszystkich) moich pradziadków można zaliczyć do jednego pokolenia, określanego mianem „lost generation”, czyli pokolenia straconego, którego młodość przypadła na trudne czasy I wojny światowej, pandemii grypy hiszpanki i wojny polsko-bolszewickiej. Później przyszły zawirowania gospodarcze, wielki kryzys i wreszcie II wojna światowa, która zastała ich, gdy byli w wieku średnim. Ich życie to też czas szybkiego rozwoju technologicznego. Wszyscy zmarli w okresie Polski Ludowej. Najdłużej z tego grona żył wspomniany już Stanisław Cyliński, który zmarł, mając 83 lata i niespełna 3 miesiące. Był też jedynym z moich pradziadków, który przekroczył 80. rok życia. Najkrócej natomiast, bo zaledwie 48 lat i niecałe 10 miesięcy, żył pradziadek Wacław Górecki.
![]() | ||||
Pogrzeb najkrócej żyjącego spośród moich pradziadków, Wacława Góreckiego (1953) |
Imiona moich pradziadków łatwo jest zapamiętać, ponieważ powtarzają się według ciekawej reguły, co zauważyłem już wiele lat temu. Otóż obie mamy dziadków to Władysławy, a obie mamy babć - Marianny. Z kolei obydwaj pradziadkowie po mieczu to Stanisławowie. Tylko pradziadkowie po kądzieli mieli inne imiona, choć na tę samą literę: Wacław i Wojciech. Co ciekawe, rodziny pradziadków Stanisława Cylińskiego i Wojciecha Pawlaka (którzy byli prawie rówieśnikami) znały się ze sobą bardzo dobrze, a wręcz były zaprzyjaźnione.
Stanisław Cyliński
Urodził się 27 marca 1885 roku w Żernikach. Był synem Wawrzyńca Cylińskiego i Łucji z Olasów. 22 stycznia 1913 roku wziął ślub z mieszkającą po sąsiedzku prababcią Władysławą Kaczorowską (warto wspomnieć, że śluby w tych czasach zawierano przeważnie późną jesienią lub zimą, kiedy nie było robót w gospodarstwie). Miał z nią (co najmniej) sześcioro dzieci: Józefa (zmarłego w drugim roku życia), Stanisława, Cecylię, Wacława (który żył 8 miesięcy), Mariannę i Stefana (mojego dziadka, niewykluczone, że pomiędzy Marianną a Stefanem było jeszcze jedno dziecko, które zmarło). Podczas I wojny światowej lub wojny polsko-bolszewickiej miał pracować przy obsłudze wojska (jego brat, Józef, służył w tym czasie w armii). Potem zbudował dom dla swojej rodziny, który służył jeszcze przez kilka pokoleń. W czasie kolejnej wojny, od wiosny 1942 roku, przez około 3 lata przebywał wraz z rodziną na robotach przymusowych w Niemczech, a konkretnie w gospodarstwie rolnym w Langenerling w Powiecie Ratyzbona w Bawarii. Dom i gospodarstwo w Żernikach zostały w tym czasie rozkradzione. Pradziadek, mimo że był niepiśmienny, przez jakiś czas piastował stanowisko sołtysa wsi Żerniki. Będąc w średnim wieku, doznał wypadku przy kieracie - został uderzony w brzuch, co pozostawiło niezagojoną aż do śmierci ranę. Razem z prababcią przeżył stratę dwojga dorosłych dzieci - Stanisława juniora i Cecylii, ale doczekał się też 10 wnuków. Był wysoki i dobrze zbudowany, u schyłku życia (z tego okresu pochodzi zdjęcie powyżej) chudy i zgarbiony. Włosy miał kręcone, później nieco wyłysiał. Nosił długie, wydatne, siwe wąsy, których końcówki podkręcał do góry. Miał silny charakter, nie dał sobie w kaszę dmuchać, liczył się z nim nawet dziedzic wsi. Był typem choleryka. Palił fajkę. Posiadał kilka koni, które były jego pasją, bardzo o nie dbał. W ostatnich latach życia był schorowany, z trudem się poruszał, w końcu całkowicie przestał chodzić. Zmarł we śnie 17 czerwca 1968 roku w Żernikach w wieku 83 lat. Przyczyną zgonu były prawdopodobnie powikłania wywołane wypadkiem sprzed lat.
Władysława Cylińska (z d. Kaczorowska)
Urodziła się 4 grudnia 1894 roku w Żernikach jako córka Michała Kaczorowskiego i Józefy z Kałużnych. 22 stycznia 1913 roku w wieku 18 lat poślubiła swojego sąsiada zza drogi, pradziadka Stanisława, starszego od siebie o niemal 10 lat. Ciekawostką jest fakt, że 3 lata wcześniej jej siostra Zofia Kaczorowska wyszła za brata pradziadka - Józefa Cylińskiego (w uproszczeniu można powiedzieć, że dwie siostry wyszły za dwóch braci). Pradziadkowie mieli (co najmniej) sześcioro dzieci: Józefa (zmarłego w drugim roku życia), Stanisława, Cecylię, Wacława (który żył 8 miesięcy), Mariannę i Stefana (mojego dziadka). Ich małżeństwo trwało przeszło 55 lat. Podczas niemieckiej okupacji przez około 3 lata przebywała wraz z rodziną na pracach przymusowych w miejscowości Langenerling w Powiecie Ratyzbona w Bawarii. Los jej nie oszczędził. Razem z pradziadkiem straciła syna Stanisława, który we wrześniu 1943 roku na skutek donosu został zatrzymany za nielegalny wtedy ubój świni. Trafił on do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a potem Mauthausen. Jeszcze przez wiele lat po wojnie prababcia wyczekiwała syna, ten jednak nie powrócił. W 1957 roku spadł na nią kolejny cios - śmierć córki Cecylii w wyniku nowotworu. Prababcia Cylińska miała 10 wnuków. Była wiejskim felczerem - leczyła ludzi m.in. przez stawianie baniek. Była osobą postawną, przy tuszy, choć w młodości podobno miała szczupłą sylwetkę. Miała długie, ciemne włosy, które spinała w kok, oczy niebieskie. Z charakteru była przeciwieństwem swojego męża - ciepła, troskliwa, ale i niezwykle mądra. Była też wesołego usposobienia, uwielbiała żarty. W dużym stopniu wychowywała mojego tatę, gdy jego rodzice byli zajęci pracą w gospodarstwie, bardzo go kochała. Zmarła nagle 15 października 1970 roku w Żernikach, mając niecałe 76 lat, prawdopodobnie w wyniku zawału serca lub udaru mózgu. Równo tydzień przed nią zmarła jej ukochana siostra Zofia.
Stanisław Krzywański
Urodził się 7 września 1905 roku w Prusinowicach. Był prawdopodobnie najmłodszym dzieckiem służącego dworskiego Michała Krzywańskiego (lub Krzyżańskiego) i Elżbiety ze Spychalskich (lub Spychałów). Jego matka zmarła, gdy miał około 15 lat (nie znam jej dokładnej daty zgonu). 17 listopada 1930 roku zawarł związek małżeński z prababcią Marianną z Andrzejczaków, z którą miał czworo dzieci: Emilię (moją babcię), Wojciecha, Stanisława i Kazimierza. Podobnie jak jego ojciec, był służącym we dworze, woził bryczką dziedzica wsi. W czasach, gdy prawie nie było samochodów, on posiadał prawo jazdy. Pracował też na kolei przy budowie słynnej magistrali węglowej, łączącej Katowice z Gdynią. Oprócz tego był gospodarzem, ciężko pracował. Małżeństwu Krzywańskich udało się wykształcić syna Wojciecha, co było trudne finansowo dla osób ze wsi. Wstąpił on do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku i w 1962 roku został wyświęcony na księdza. Pradziadek był osobą szczupłą i wysoką, w ostatnich latach życia nieco przygarbioną. Jako ojciec podobno był surowy i zasadniczy. Czytał dużo książek i prasy, w czym przypominał innego z grona moich pradziadków - Wojciecha Pawlaka. Niedługo przed śmiercią doznał upadku i złamał nogę w biodrze. Zmarł 15 listopada 1977 roku w Bogucicach w wieku 72 lat, prawdopodobnie na zawał serca.
Marianna Krzywańska (z d. Andrzejczak)
Urodziła się 3 lutego 1912 roku w Bogucicach. Była córką bogatego gospodarza Antoniego Andrzejczaka i jego drugiej żony Walerii z Adamiaków. Obydwoje rodziców straciła w dzieciństwie - matkę w wieku 6 lat, ojca natomiast, mając lat 14. Wcześniej jednak, po śmierci matki, ojciec w 1919 roku po raz trzeci wziął ślub. Jego wybranką była Józefa z Koziołów. Nie traktowała ona dobrze Marianny i jej dwóch sióstr. 17 listopada 1930 roku Marianna Andrzejczak jako osiemnastolatka wyszła za mąż za pradziadka Stanisława. Miała z nim czworo dzieci: Emilię (moją babcię), Wojciecha, Stanisława i Kazimierza. Pierwszy wnuk - mój tata - urodził się jej, gdy miała 42 lata. Była osobą szczupłą, pociągłą na twarzy, o ciemnych oczach i czarnych włosach. Nad prawą brwią miała znamię. Była poważna, mało się uśmiechała. Zmarła nagle w wyniku krwotoku 5 czerwca 1978 roku w Bogucicach, mając 66 lat. Podobnie jak jej córka, a moja babcia opuściła ten świat niedługo przed moim ślubem, tak ona zmarła kilkanaście dni przed ślubem moich rodziców, w związku z czym wesele musiało się odbyć w okresie żałoby, tym bardziej, że nieco ponad pół roku wcześniej zmarł jej mąż, pradziadek Stanisław. Historia się powtarza, choć nigdy w identycznych scenariuszach. Marianna Krzywańska była ostatnią żyjącą osobą z pokolenia moich pradziadków.
Wacław Górecki
Urodził się 5 listopada 1904 roku w Pudłówku. Był synem Szczepana Góreckiego i jego drugiej żony Antoniny z Modrzejewskich. 15 listopada 1926 roku poślubił starszą od siebie o 5 lat prababcię Władysławę Pilarczyk. Miał z nią troje dzieci: Cecylię (która żyła tylko 3 tygodnie), Stanisława (mojego dziadka) i Mariannę (zmarłą tuż po urodzeniu). Wkrótce po ślubie odbywał zasadniczą służbę wojskową, z której pochodzi najstarsza fotografia znajdująca się w moim domu rodzinnym (opowiadałem o niej we wpisie sprzed miesiąca). W związku z przebywaniem w wojsku prawdopodobnie nigdy nie zobaczył swojego pierwszego dziecka, które zmarło. W połowie lat 30. po pożarze w Pudłówku i w wyniku reformy rolnej pradziadkowie przeprowadzili się w inną część wsi. W ramach komasacji otrzymali nową ziemię i zamieszkali we wspólnym domu z rodziną prababci. W czasie okupacji przez kilka miesięcy przebywali wraz z synem Stanisławem na robotach w niemieckiej Bawarii. Po wojnie (według przekazu dziadka Stanisława w 1949 roku) Wacław Górecki został sołtysem wsi Pudłówek. Funkcję tę pełnił do swojej śmierci. Był średniego wzrostu, nieco niższy od swojej żony, twarz miał pociągłą, włosy ciemne, czesał się do tyłu, później niemal całkowicie wyłysiał. Nosił niewielki wąsik typu toothbrush. Zmarł na raka krtani 15 września 1953 roku w Pudłówku w wieku niespełna 49 lat. Przedwczesna śmierć pradziadka stanowi wyjątek w długowiecznej rodzinie Góreckich - zarówno jego rodzice, większość rodzeństwa jak i syn, a mój dziadek, żyli ponad 80 lat. Jego matka Antonina Górecka przeżyła go o 4 lata.
Władysława Górecka (z d. Pilarczyk)
Urodziła się 20 czerwca 1899 roku w Pudłówku. Była najmłodszym dzieckiem (nie wliczając młodszego od niej brata, który zmarł w 1902 roku w wieku 3 miesięcy) Antoniego Pilarczyka i Marianny z Łuczaków. Ojca straciła, mając zaledwie 2 i pół roku, z pewnością nawet go nie pamiętała. 15 listopada 1926 roku wyszła za mąż za mieszkającego w tej samej wsi pradziadka Wacława, z którym miała troje dzieci: Cecylię (która żyła tylko 3 tygodnie), Stanisława (mojego dziadka) i Mariannę (zmarłą tuż po urodzeniu). W połowie lat 30. po pożarze w Pudłówku i w wyniku reformy rolnej pradziadkowie przeprowadzili się w inną część wsi. W ramach komasacji otrzymali nową ziemię i zamieszkali we wspólnym domu z rodziną prababci. W trakcie II wojny światowej przez krótki czas przebywali wraz synem Stanisławem na robotach w niemieckiej Bawarii. Prababcia była osobą wysoką, włosy miała ciemne, twarz owalną. Charakter podobno miała trudny, ale była dobrą, kochającą babcią. Wychowywała w dużej mierze moją mamę i jej siostrę. Szczególnie w latach 1957 - 1959, gdy jej synowa, babcia Genowefa przebywała w szpitalu, musiała zastąpić im matkę. Przez prawie 14 lat była wdową. W ostatnich latach życia cierpiała na dolegliwości gastryczne, które okazały się być spowodowane rakiem wątroby. Zmarła 2 września 1967 roku w Pudłówku w wieku 68 lat.
Wojciech Pawlak
Urodził się 17 kwietnia 1886 roku w Kolonii Pudłów. Był synem Walentego Pawlaka i Anieli z Rzepkowskich. Gdy miał 17 lat, zmarła jego matka. Ojciec w 1906 roku ponownie zawarł związek małżeński. Jego wybranką była młodsza od niego o 28 lat Rozalia z Olińskich z Kałowa. 7 lutego 1912 roku Wojciech wziął ślub z prababcią Marianną z Majów, z którą podobno został zapoznany poprzez swoją ciotkę, będącą matką chrzestną u jednego z rodzeństwa prababci. Do ślubu pradziadkowie jechali saniami. Można powiedzieć, że był to swego rodzaju mezalians, ponieważ Wojciech był z biednej rodziny, Marianna natomiast była córką bogatych gospodarzy z Borzewiska. Mieli razem ośmioro biologicznych dzieci: Józefa, Mikołaja, Helenę, Jana (cała czwórka zmarła - Józio, Helenka i Jasio w pierwszym roku życia, Mikołaj w wieku niespełna 6 lat), Janinę, Sabinę, Henryka, Genowefę (moją babcię) i jednego przysposobionego syna Feliksa. W trakcie I wojny światowej pradziadek został aresztowany i skazany na śmierć przez niemiecki sąd wojenny za przetrzymywanie carskich żołnierzy. Od egzekucji uratował go ówczesny proboszcz parafii Wierzchy ks. Władysław Wilczyński, który mówił dobrze po niemiecku. Jest to niezwykle ciekawa historia, nadająca się na osobny wpis, który zamierzam w przyszłości stworzyć. W czasie II wojny światowej, jesienią 1940 roku, rodzina Pawlaków została wysiedlona do pracy przymusowej do Niemiec, do majątku ziemskiego w Bingerau (obecnie Węgrów) koło Wrocławia, gdzie przebywała przez ponad 4 lata. Wywózki uniknął przybrany syn Feliks oraz córki Janina i Sabina, które uciekły w transporcie. Staraniem pradziadka obie córki oraz narzeczony Janiny, Jan Pilarczyk, zostali ściągnięci do Niemiec, ponieważ w rodzinnych stronach nie mieli gdzie mieszkać. Gdy w 1945 roku wojska radzieckie wkraczały na Dolny Śląsk, całą rodzinę wywieziono za Odrę, a potem do Czech. Po wojnie udało im się wrócić do rodzinnego domu. Pradziadek był osobą szczupłą, dosyć drobnej budowy ciała, średniego wzrostu, miał ciemne włosy, później lekko wyłysiał. Był wesołym, otwartym, lubianym przez sąsiadów człowiekiem, choć ojcem był surowym. Podobno miał kilkudziesięcioro chrześniaków. Dużą wagę przywiązywał do swojego wyglądu, lubił się elegancko ubierać. Dużo palił. Interesował się polityką, był oczytany, czytał książki i gazety. Był też religijny. Czytać i pisać według przekazu nauczył go jego ojciec (nie była to wtedy umiejętność zbyt często spotykana na wsi). Doczekał się 13 wnuków (nie licząc tych zmarłych w dzieciństwie). U schyłku życia jego nieodstąpionym towarzyszem był pies o imieniu Cacyk. Pradziadek Wojciech przeszedł w tym czasie udar mózgu, po którym stał się powolny i mylił m.in. nazwy przedmiotów. Zmarł w wyniku kolejnego udaru w dniu 4 października 1961 roku w Pudłowie Nowym w wieku 75 lat. Po jego śmierci Cacyk ponoć sam przyszedł na cmentarz i leżał przy grobie swojego pana.
Marianna Anna Pawlak (z d. Maj)
Urodziła się 31 lipca 1890 roku w Borzewisku jako najstarsze wspólne dziecko bogatych ziemian Mikołaja Maja i jego drugiej żony Florentyny z Bednarków. Jej rodzice posiadali podobno 50 mórg ziemi. Drugie imię prababci - Anna - pojawia się tylko w jej akcie chrztu. 7 lutego 1912 roku wyszła za mąż za pradziadka Wojciecha, z którym miała ośmioro dzieci: Józefa, Mikołaja, Helenę, Jana (cała czwórka zmarła - Józio, Helenka i Jasio w pierwszym roku życia, Mikołaj w wieku niespełna 6 lat), Janinę, Sabinę, Henryka i Genowefę (moją babcię). Ponieważ czworo pierwszych dzieci pradziadkom zmarło i obawiali się, że nie będą mieć już potomstwa, wzięli na wychowanie Feliksa Kulaka, mieszkającego w tej samej wiosce, który uciekał do nich przed znęcającym się nad nim ojcem, a później już u nich został. Stał się ich ukochanym synem. Nie zwracał się jednak do nich per „mama” i „tata”, tylko „chrzestny” i „chrzestna”, mimo że nie byli jego rodzicami chrzestnymi. Jego biologiczni rodzice przestali się nim interesować. Zmarł przedwcześnie w 1952 roku. W trakcie okupacji niemieckiej prababcia wraz z rodziną przez ponad 4 lata przebywała na robotach przymusowych w miejscowości Bingerau (obecnie Węgrów) koło Wrocławia. W 1945 roku rodzinę Pawlaków wywieziono za Odrę, a potem do Czech. Marianna Pawlak była niskiego wzrostu, który ponoć odziedziczyła po swoim ojcu, miała okrągłą, przyjemną twarz i ciemnobrązowe, duże oczy. Była doskonałą gospodynią, przygotowała przyjęcia weselne wszystkich swoich córek. Była bardzo pracowita. Doczekała się 12 wnuków (nie licząc tych zmarłych w dzieciństwie). Zmarła z powodu raka wodnego 24 kwietnia 1957 roku w Pudłowie Nowym. Miała niecałe 67 lat.
_________________________
Ponieważ nie poznałem żadnego ze swoich pradziadków, wszystkie opisy ich wyglądu, cechy charakteru i historię życia odtworzyłem z przekazów rodzinnych i zdjęć. Starałem się jak najwierniej odtworzyć ich sylwetki, mam nadzieję, że w miarę mi się to udało. Następny wpis będzie dotyczył moich prapradziadków. Ich scharakteryzowanie będzie karkołomne, ponieważ o większości z nich zachowały się tylko strzępy informacji. Nie mam tu na myśli podstawowych faktów z ich życia, które można wyczytać z akt metrykalnych, a relacji, jakimi byli ludźmi, jak wyglądali, jaka była ich historia. Niemniej jednak jest to najdalsze pokolenie przodków, o którym wiem cokolwiek z przekazów ustnych, a nie tylko z metryk, dlatego na nim zakończę tę serię.
Pozostałe wpisy z tej kategorii:
Moi przodkowie - cz. I - dziadkowie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz