Na początku przepraszam, że po raz kolejny wpis na blogu nie ukazał się o czasie. Tym razem przeszkodziły mi infekcje wirusowe - najpierw mojej córeczki, a potem moja. Tuż przed 2 października, kiedy powinien ukazać się nowy artykuł, leżałem w łóżku z wysoką gorączką i nie byłem w stanie napisać czegokolwiek. Z kolei na 16 października ze względu na brak czasu nie zdążyłem z przygotowaniem tego tematu. Jednak zakładając bloga, liczyłem się z tym, że nie zawsze będę mógł publikować wpisy na czas - co drugi czwartek.
Jak pisałem ostatnio, II wojna światowa pochłonęła około 6 milionów polskich obywateli. Większość z nich to ofiary niemieckich obozów. III Rzesza tworzyła obozy koncentracyjne od samego początku swojego istnienia w 1933 roku. Początkowo przeznaczone były one przede wszystkim dla opozycji antyhitlerowskiej. Pierwszy z nich utworzono w Dachau, zaś kolejne m.in. w Sachsenhausen, Buchenwaldzie, Mauthausen, Flossenbürgu i Ravensbrück. Po rozpoczęciu wojny w 1939 roku sieć obozów znacznie się rozrosła. Nowe z nich zaczęły powstawać w dużej mierze na terenach państw okupowanych. Największym w okupowanej Polsce był KL Aschwitz-Birkenau. Wprowadzono też nowe typy obozów, w tym obozy natychmiastowej zagłady i obozy pracy przymusowej, w których więźniów wykorzystywano do nieludzkiej pracy, przede wszystkim na rzecz niemieckiego przemysłu wojennego. Ciężka praca w połączeniu z głodowymi racjami żywnościowymi przyczyniła się do ogromnej śmiertelności wśród więźniów. Wielu z nich uśmiercano w komorach gazowych. Dla obywateli przedwojennej Polski obozy oznaczały przede wszystkim miejsca eksterminacji inteligencji, księży katolickich, osób związanych z ruchem oporu i Żydów. Trafiały tam też osoby zatrzymane podczas ulicznych łapanek.
![]() |
Tory kolejowe, wartownia i brama główna Auschwitz II (Birkenau), widok z rampy wewnątrz obozu (1945). Fot. Wikimedia Commons |
Wśród ofiar niemieckich obozów byli też członkowie mojej rodziny i rodziny mojej żony. Byli to: Stanisław Cyliński, Walenty Pilarczyk, Florian Wojdyn i Florian Porada. Niestety żaden z nich nie wyszedł żywy z obozowego piekła. Najbliższe pokrewieństwo łączy mnie ze Stanisławem Cylińskim, moim stryjecznym dziadkiem, dlatego jego historia jest dla mnie najbardziej osobista. Wszyscy czterej byli młodymi mężczyznami, rolnikami. Florian Porada w chwili osadzenia miał 43 lata, natomiast trzej pozostali - po 20 kilka lat. Z tej grupy najwcześniej, bo w 1900 roku, urodził się właśnie Florian Porada, natomiast najpóźniej - jego imiennik, Florian Wojdyn, przyszedł on bowiem na świat w 1920 roku. Walenty Pilarczyk i Florian Wojdyn byli kawalerami, natomiast Stanisław Cyliński i Florian Porada mieli już żony i dzieci. Byli oni więźniami co najmniej pięciu niemieckich obozów: Auschwitz-Birkenau, Mauthauaen, Hinzert, Buchenwaldu i Mittelbau-Dora. Poniżej przedstawię historie każdego z nich. Jako źródła posłużyły mi przekazy ustne oraz informacje z internetowych baz danych: strony Straty.pl, prowadzonej przez Instytut Pamięci Narodowej, międzynarodowej bazy Arolsen Archives, gdzie znajdują się skany dokumentów obozowych, oraz wyszukiwarek więźniów prowadzonych przez muzea obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i Mauthausen.
![]() |
Dane osobowe krewnych z dokumentów obozowych, kolejno: Stanisława Cylińskiego, Walentego Pilarczyka, Floriana Wojdyna i Floriana Porady. Źródło: Arolsen Archives |
18 dni do wolności
Stanisław Cyliński, brat mojego dziadka
Stanisław Cyliński urodził się 18 (według dokumentów obozowych 17) listopada 1915 roku w Żernikach. Był rodzonym bratem mojego dziadka Stefana Cylińskiego, starszym od niego o 11 i pół roku. W 2. połowie lat 30. poślubił Józefę z Bamberskich z sąsiedniego Anusina i tam z nią zamieszkał. Mieli oni troje dzieci: Jadwigę, Stanisława juniora i Barbarę. W 1943 roku w wyniku donosu dwóch rolników, mieszkańców wsi Żerniki i Anusin Stanisław został aresztowany za nielegalny wtedy ubój świni. Było to przestępstwo przeciwko gospodarce wojennej. Niemcy w celu zaspokojenia własnych potrzeb żywieniowych zakazali bowiem uboju zwierząt gospodarskich. Nakazano dostarczanie żywca i mięsa do punktów zbiorczych. W przypadku odkrycia nielegalnego uboju mięso było konfiskowane, a osobom zaangażowanym w proceder groziły surowe kary. Mimo to wielu mieszkańców wsi prowadziło skryty ubój zwierząt, aby zdobyć jedzenie w warunkach wojennego niedostatku. Tak też było w przypadku wujka Stanisława. Zgodnie z danymi na stronie Straty.pl jego zatrzymanie miało miejsce dokładnie 1 września 1943 roku. W bazie tej podano również, że razem z nim aresztowano za ten sam czyn także dwie inne osoby, z których jedna trafiła do obozu na Majdanku. Z przekazów ustnych nic mi o tym nie wiadomo. Wiem tylko, że Stanisław na wezwanie niemieckiej policji sam stawił się na komisariacie w oddalonych o kilka kilometrów Wierzchach. Jego dzieci były wtedy małe: Jadzia miała niecałe 5 lat, Staś 3, a Basia nie skończyła jeszcze roku. Osoby, które doniosły na wujka, bez względu na ich motywacje, w mojej ocenie musiały mieć bardzo poważne deficyty moralne. Nie mnie jednak je osądzać.
Po zatrzymaniu wujek przebywał w areszcie w Wierzchach, który mieścił się w budynku obecnej plebanii. Potem 9 listopada 1943 roku trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Następnie wraz z grupą ok. 1500 innych więźniów wywieziono go do KL Mauthausen-Gusen w Austrii (figuruje na listach transportowych). Tam został osadzony 12 lutego 1944 roku. Jego numer obozowy to 52165. Mautausen to jeden z najcięższych obozów w nazistowskich Niemczech. Trafiali tam głównie Polacy. Skazańcy byli niedożywieni, maltretowani i zmuszani do nieludzko ciężkiej pracy. Wujek Stanisław prawdopodobnie nie przebywał w głównym obozie KL Mauthausen, a w jednym z podobozów - w Ebebsee. Więźniowie pracowali tam przede wszystkim przy budowie podziemnych sztolni, do których przenoszono zakłady produkcyjne, aby chronić je przed nalotami. Stanisław Cyliński wytrzymał w tych warunkach 14 miesięcy. Zmarł 18 kwietnia 1945 roku, jak podaje informacja na stronie internetowej Muzeum Mauthausen, właśnie w Ebebsee. Miał zaledwie 29 lat. Według relacji świadka, mieszkańca sąsiadującej z Żernikami wioski Iwonie, który był razem z nim w obozie, niedługo przed śmiercią wujek był w złym stanie fizycznym. Niepewny w mojej ocenie przekaz mówi, że został zastrzelony na skutek podejrzenia o polityczne zaangażowanie. Najsmutniejszy w tej historii jest fakt, że dokładnie 18 dni po śmierci wujka Stanisława, 6 maja 1945 roku, Amerykanie wyzwolili obóz w Ebensee. Po półtorej roku w obozach tylko 18 dni brakło mu do wolności. Trzeba jednak pamiętać, że przeżycie nawet tak krótkiego czasu w obozach koncentracyjnych, zwłaszcza pod koniec ich funkcjonowania, gdy Niemcy mieli kłopoty zaopatrzeniowe, było bardzo trudne.
Rodzice wujka, a moi pradziadkowie, Władysława i Stanisław Cylińscy, którzy w czasie jego zatrzymania przebywali na robotach przymusowych w Niemczech, pomimo informacji o śmierci syna, jeszcze przez wiele lat po wojnie wyczekiwali go, ten jednak nie wrócił. Jego żona, Józefa Cylińska, zmarła w 1983 roku w wieku 67 lat. Dwoje z trojga ich dzieci - Stanisław i Barbara - żyje do dnia dzisiejszego.
Zakazana miłość i germanizacja
Walenty Pilarczyk, brat cioteczny mojego dziadka
![]() |
Walenty Pilarczyk |
Walenty Pilarczyk urodził się 21 grudnia 1916 roku w Pudłówku i tamże zamieszkiwał. Był bratem ciotecznym mojego dziadka Stanisława Góreckiego, synem Andrzeja Pilarczyka (brata mojej prababci) i Bronisławy z Kwiatkowskich. Był chrześniakiem prababci Władysławy Góreckiej z domu Pilarczyk. Nie był żonaty. Zgodnie z dokumentami obozowymi wykonywał zawód stolarza. Jak pisałem w poprzednim wpisie, jesienią 1941 roku został on wysiedlony razem z rodzicami i rodzeństwem do pracy przymusowej w gospodarstwie rolnym w miejscowości Zedlitz (obecnie Siedlec) koło Wrocławia. W 1943 roku zatrzymano go za romans z Niemką, której mąż prawdopodobnie zginął na froncie. Wkrótce po aresztowaniu rodzice Walentego Bronisława i Andrzej zostali wezwani na policję i otrzymali propozycję podpisania volkslisty przez wszystkich członków rodziny, w zamian za co ten miał zostać wypuszczony na wolność. Prawdopodobnie jednak właścicielka majątku poinformowała ich w tajemnicy, że podpisanie volkslisty będzie wiązało się z tym, że wszyscy mężczyźni z rodziny zostaną wysłani na front. Rodzina propozycję odrzuciła, a Walentego wysłano do obozu.
Związek Polaka z Niemką lub Polki z Niemcem w III Rzeszy, której władze miały obsesję na punkcie czystości rasowej, był surowo zabroniony. Polakom i Polkom groziła za to kara śmierci bez wyroku. Niemki, które „zhańbiły rasę” poprzez intymne kontakty z przedstawicielem „rasy podludzi”, trafiały do obozu koncentracyjnego, co również często oznaczało śmierć. Dla par takich istniała jednak pewna nadzieja na przeżycie. W lutym 1943 r. SS wprowadziło przepisy dotyczące m.in. polskich robotników przymusowych, których wygląd wskazywał na „ślady rasy nordyckiej”. Przez sześć miesięcy miano sprawdzać, czy nadają się oni do germanizacji. Jeśli ich wygląd przemawiał za typem nordyckim, aresztowany był kierowany do obozu SS-Sonderlager Hinzert koło Trewiru w zachodnich Niemczech. Tam właśnie trafił Walenty Pilarczyk. Jego numer obozowy to 12. Ubrania takich więźniów były opatrzone literą „E” oznaczającą „Eindeutschungshäftling”, czyli „więzień podlegający germanizacji”. W międzyczasie Niemcy przeprowadzali i nich tzw. test charakteru oraz sprawdzali, czy jego najbliższa rodzina reprezentuje typ nordycki. To tłumaczyłoby propozycję Niemców podpisania volkslisty przez najbliższych Walentego. Zwieńczeniem całego procesu miało być poślubienie Niemki, z którą więzień miał romans, co jednak było rzadkością, ponieważ osadzeni najczęściej nie przeżywali warunków obozowych. Tak też było w przypadku Walentego. Zmarł on 1 marca 1944 roku, zgodnie z informacją na stronie Straty.pl w oddalonym od Hinzert o kilka kilometrów szpitalu w mieście Hermeskeil. Miał 27 lat. Na stronie Arolsen Archives można odnaleźć jego akt zgonu. Potwierdza on datę i miejsce śmierci podane w bazie Straty.pl. Jako przyczynę śmierci podano „Herzlähmung infolge Lungentuberkulose”, czyli „niewydolność serca spowodowana gruźlicą płuc”. Zgodnie z tym aktem został on pochowany w lesie w niedalekim Reinsfeld. O losach Niemki, z którą Walenty miał romans, nic mi nie wiadomo. Rodzice Walentego otrzymali informację o jego śmierci oraz przysłano im jego dokumenty osobiste. O miejscu śmierci nie poinformowano.
![]() |
Akt zgonu Walentego Pilarczyka, wydany przez Urząd Stanu Cywilnego w Hermeskeil (1944). Źródło: Arolsen Archives |
Przypadkowe odkrycie Niemców
Florian Wojdyn, brat cioteczny mojej babci
Florian Wojdyn urodził się 29 (według dokumentów obozowych 24) kwietnia 1920 roku w Kolonii Pudłów i tamże zamieszkiwał. Był bratem ciotecznym mojej babci Genowefy Góreckiej z domu Pawlak, synem Wawrzyńca Wojdyna i Stanisławy z Pawlaków (siostry mojego pradziadka). Był kawalerem. Jego matka zmarła młodo jeszcze przed wojną. W 1942 roku, podobnie jak Stanisława Cylińskiego, aresztowano go za nielegalny ubój świni. Okoliczności jego zatrzymania były jednak inne niż w przypadku wujka Stanisława. Otóż Florian Wojdyn uczestniczył w uboju u nijakich Wachowskich mieszkających w tej samej wiosce. W niedługim czasie niemieccy żandarmi, przechadzając się przez wieś, mijali podwórze rodziny Wojdynów. Prawdopodobnie nie mieli zamiaru przeszukiwać ich domu, jednak ich podejrzenie wzbudziło zachowanie babci Floriana, Antoniny Wojdyn. Gdy ich zobaczyła, wybiegła przestraszona, i myśląc, że Niemcy przyszli na kontrolę, próbowała odciągnąć ich od budynku mieszkalnego, ponieważ przyrządzała wtedy część mięsa pochodzącego z uboju, które Florian dostał od rodziny Wachowskich w zamian za pomoc. Żandarmi, którzy zaczęli coś podejrzewać, weszli do domu i zobaczyli dowód przestępstwa w postaci smażonego mięsa. Domagali się od Antoniny ujawnienia, kto dokonał uboju. Ta jednak nie chciała wydać Floriana. W rezultacie przystąpili do rękoczynów. Położyli staruszkę na stole i bezlitośnie ją katowali, aż ta w końcu wydała, że świnię zabił jej wnuk, oraz ujawniła miejsce, w którym aktualnie on przebywa. Florian pracował w tym czasie na łące przy sianie u niemieckiego gospodarza. Policjanci poszli po niego i zaciągnęli na pieszo na posterunek policji z aresztem w oddalonych o kilka kilometrów Wierzchach. Po drodze Florian zgubił jednego trepa. Jego młodsza siostra Eleonora przynosiła mu pożywienie do aresztu.
Florian przebywał w wierzchowskim areszcie 3 dni, po czym wywieziono go do więzienia w Sieradzu. Tam miał miejsce jego proces sądowy. Rodzina więcej już go nie widziała. Baza internetowa Straty.pl podaje, że został skazany na 3 lata i 6 miesięcy obozu karnego za przestępstwo przeciwko gospodarce wojennej (sygnatura akt prokuratorskich Cs 351/42). 9 grudnia 1942 roku osadzono go w KL Mauthausen-Gusen. Jego numer obozowy to 16703. Po 19 miesiącach uwięzienia w nieludzkich warunkach zmarł 5 lipca 1943 roku, zgodnie z informacją na stronie internetowej Muzeum Mauthausen, w Gusen - jednym z podobozów Mauthausen. Miał zaledwie 23 lata. Jako przyczynę zgonu podano „Kreislaufschwäche”, czyli „osłabienie krążenia”. Rodzina Floriana została powiadomiona o jego śmierci oraz zaproponowano jej sprowadzenie jego skremowanych prochów w zamian za dużą opłatę. Najbliżsi zmarłego nie zdecydowali się jednak na „zakup” prochów, ponieważ nie było ich na to stać, a po za tym przypuszczali, że zawartość urny może wcale nie być prochami ich bliskiego.
Strzał w lesie i nierozwiązana tajemnica
Florian Porada, brat pradziadka mojej żony
![]() |
Karta personalna więźnia Floriana Porady z KL Birkenau. Szczególną uwagę zwraca obecność fotografii Floriana. Źródło: Arolsen Archives |
Florian Porada urodził się 11 stycznia 1900 roku w Sobiepanach i tamże zamieszkiwał. Był rodzonym bratem pradziadka mojej żony Władysława Porady, młodszym od niego o 11 lat. Jego żoną była Antonina z Kratów, także dalsza krewna mojej żony. Miał z nią czworo dzieci: Franciszka (ojca chrzestnego mojego teścia), Zenobię, Czesławę i Edwarda. W czasie okupacji był robotnikiem przymusowym u niemieckiego gospodarza na terenie Sobiepan. 8 kwietnia 1943 roku został zatrzymany przez niemieckie władze za nielegalne posiadanie broni. Nie muszę chyba pisać, jak poważnym przestępstwem było przetrzymywanie broni przez ludność cywilną podczas okupacji. Groziła za to kara śmierci. Na Floriana Poradę doniósł mieszkaniec tej samej wioski, również robotnik przymusowy, kierując się zazdrością i osobistymi porachunkami. Nie jest jasne, czy Florian świadomie przetrzymywał karabin, czy też donosiciel mu ją podrzucił. W każdym razie wiedział, w którym miejscu się ona znajduje. Niemcy przetrząsnęli bowiem słomiany dach stodoły i nie znaleźli tam broni, po czym poszli do szpicla, aby doprecyzował, gdzie ta broń jest ukryta. Okazało się, że znajduje się ona… w dachu wychodka. Żandarmi odkryli dach, a karabin wpadł do ekskrementów. Historia ta byłaby zabawna, gdyby nie tragedia, jaka w jej wyniku spotkała krewnego mojej żony. Zostawił on żonę oraz czworo dzieci, z których najstarszy Franek miał 15 lat, a najmłodszy Edek - 5.
![]() |
Karta medyczna Floriana Porady z KL Buchenwald. Zgonie z jej treścią w momencie osadzenia, 27 kwietnia 1944 roku, po roku spędzonym w Birkenau, ważył 65 kg, miał niekompletne uzębienie i płaskostopie. Źródło: Arolsen Archives |
Florian trafił do KL Auschwitz-Birkenau. Zgodnie z danymi na stronie Straty.pl osadzono go tam 6 maja 1943 roku. Był wywieziony transportem z Łodzi wraz z 278 innymi więźniami (o szczegółach tego transportu można przeczytać tutaj). Jego numer obozowy to 120228. Następnie, niecały rok później, 27 kwietnia 1944 roku, trafił do obozu Buchenwald w Niemczech. Tam nadano mu nowy numer - 48226. Po 6 miesiącach w Buchenwaldzie, 29 października 1944 roku, przeniesiono go do KL Mittelbau-Dora. Nie są do końca jasne okoliczności jego śmierci. Nie podano jej daty, a jedynie miejsce - rzekomo Buchenwald. Pewne światło rzuca relacja współwięźnia, który w obozie (prawdopodobnie w Mittelbau-Dora) spał na jednej pryczy z Florianem, tuż nad nim. Przeżył on obóz, a tuż po wojnie podczas tzw. szarwarku, będącego rodzajem robót publicznych (według innej wersji było to na zabawie tanecznej), spotkał go przypadkowo dziadek mojej żony Tadeusz Porada. Byłego więźnia zainteresowała zbieżność nazwisk (Florian był dla dziadka mojej żony stryjem). Twierdził on, że w 1945 roku, gdy nacierały już wojska radzieckie, Niemcy, uciekając przed Armią Czerwoną, prowadzili pieszo więźniów na zachód do innego obozu, a wśród nich był Florian Porada. Nie miał on już siły iść i został w lesie z SS-manem. Pozostali więźniowie poszli dalej, a towarzysz Floriana usłyszał strzał. Zrozumiał, że najprawdopodobniej ów SS-man, który wrócił z lasu już bez Floriana i dogonił kolumnę idących, zabił go. Współwięzień nigdy więcej już nie spotkał kolegi z pryczy. Czy krewny żony naprawdę zginął wtedy w lesie, pozostaje tajemnicą, choć najprawdopodobniej tak było. W każdym razie nie wrócił po wojnie do domu. W chwili śmierci miał około 45 lat. Podobnie jak Stanisławowi Cylińskiemu, niewiele brakło mu do wyzwolenia.
![]() |
Lista rzeczy osobistych Floriana Porady z KL Buchenwald. Wśród nich wymieniono m.in. dwie marynarki, dwoje spodni, jeden sweter i dwie koszule. Źródło: Arolsen Archives |
Dziadek Tadeusz przekazał relację byłego więźnia swojej cioci, a żonie Floriana, Antoninie Porada, która ciągle żyła nadzieją na powrót męża. Dzieci także wciąż wyglądały ojca. Antonina odwiedziła towarzysza męża z obozu, aby szczegółowo poznać losy Floriana. Wtedy straciła nadzieję, że ten powróci. Mieszkaniec Sobiepan, który doniósł na Floriana Poradę, już nigdy nie odważył się przekroczyć progu domu jego żony. Co ciekawe, ta jednak mu wybaczyła i nawet pomagała mu w trudnościach życiowych. Okazała mu chrześcijańskie miłosierdzie, co musiało być dla niej niezwykle trudne. Los jej jednak nie oszczędził. Wkrótce po wojnie, w 1948 roku, dotknęła ją kolejna strata - śmierć 17-letniej córki Zenobii w wyniku gruźlicy. Antonina zmarła w 1972 roku w wieku niespełna 68 lat. Spośród dzieci Antoniny i Floriana w chwili obecnej żyje tylko jedna córka, Czesława.
_________________________
Przygotowując niniejszy wpis i przy okazji dokonując „researchu” w sieci oraz wywiadu w rodzinie, dużo dowiedziałem się o szczegółach aresztowania, pobytu w obozie i śmierci trzech moich krewnych oraz jednego krewnego mojej żony. Dotychczas historie te znałem w większości dosyć pobieżnie. Był to dla mnie jak dotąd najtrudniejszy do napisania (i najdłuższy) artykuł na tym blogu, nie ze względu na tragiczne historie, jakie opowiada, ale na konieczność dogłębnego poznania tematu i wyszukania informacji. Przy okazji dowiedziałem się o istnieniu książki „Zakładnicy z pierwszego miliona”, której autorem jest niespokrewniony ze mną, ale pochodzący z moich okolic Wincenty Gortat, były więzień niemieckiego obozu w Dachau, który miał więcej szczęścia od moich krewnych. Udało mu się przetrwać obozowe piekło, a po wojnie spisać swoje wspomnienia. Pozycja ta została wydana 50 lat temu, w 1975 roku, a w roku 2020 ukazało się jej drugie wydanie. Mojej żonie udało się zdobyć obydwa wydania. Po pobieżnym zapoznaniu się z treścią tej pozycji doszedłem do wniosku, że będzie to bardzo ciekawa lektura, z wciągającą, żywą narracją. Warto zaznajamiać się z takimi historiami, a te przekazywane ustnie spisywać, co niniejszym uczyniłem, aby ocalić je od zapomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz