Ostatni wpis zakończyłem myślą, że po zapoznaniu się z dziesiątkami lub setkami akt metrykalnych z XIX i początku XX wieku można zauważyć różnego rodzaju zjawiska społeczne, które dziś są rzadkością, natomiast wtedy były na porządku dziennym. Tak jak wspomniałem, poświęcę im osobny wpis. Przedstawię tu te najbardziej charakterystyczne i posłużę się przykładami z mojego drzewa genealogicznego.
![]() |
Fotografia z pogrzebu w mojej rodzinie (Żerniki, lata 40. XX wieku) |
1. Duża dzietność
Nie jest niczym zaskakującym, że wśród włościan, ale również i szlachty w dawnych czasach dominowały rodziny wielodzietne. Chłopi mieli przeciętnie po 7-8 dzieci, jednak posiadanie dziesięciorga lub więcej nie było rzadkością. Na przykład wspomniany przeze mnie w pierwszym wpisie mój prapradziadek Mikołaj Maj miał ich aż trzynaścioro, choć z dwiema żonami, z czego jedenaścioro dożyło wieku dorosłego. Niektórzy z moich antenatów mieli podobną ilość potomstwa w jednym małżeństwie. Trudno mi teraz wskazać parę przodków, która posiadała najwięcej dzieci, ale raczej żadna z odnalezionych przeze mnie nie miała ich więcej niż kilkanaścioro. Zjawisko to można oczywiście tłumaczyć brakiem dostępu do antykoncepcji lub nieznajomością naturalnego planowania rodziny, ale wydaje mi się, że jest to też kwestia kulturowa i mentalnościowa. Panowało inne niż dzisiaj podejście do obowiązków rodzinnych, nie nie bano się macierzyństwa i ojcostwa. Dzisiaj niestety zachodni świat narzuca nam często błędne wzorce. Zdawano też sobie sprawę, że duża część potomstwa nie dożyje dorosłości. I tu dochodzimy do punktu drugiego.
2. Wysoka śmiertelność wśród dzieci
Średnia długość życia w XIX wieku wynosiła około 40 lat, jednak statystykę tę zaniżały znacząco zgony dzieci. Umierało ich bardzo dużo, szczególnie w okresie niemowlęcym i do drugiego roku życia. Mniej więcej połowa nie dożywała 18. roku życia. Rzadkością były małżeństwa, które nie doświadczyły śmierci choć jednego dziecka. Przyczyną były panujące choroby, brak dostępu do opieki medycznej oraz złe wyżywienie. Ze względu na ryzyko śmierci noworodka chrzty odbywały się przeważnie prawie natychmiast po urodzeniu - w tym samym dniu lub nazajutrz. Wysoka śmiertelność dzieci nie jest bardzo odległym zjawiskiem, miała bowiem miejsce jeszcze 2-3 pokolenia wstecz. Już moim dziadkom Genowefie i Stanisławowi Góreckim jeden syn zmarł zaraz po porodzie. Pradziadkowie Marianna i Wojciech Pawlak mieli ośmioro biologicznych dzieci (i jedno przysposobione), z czego czworo pierwszych zmarło - Józio, Helenka i Jasio w pierwszym roku życia, a Mikołaj w wieku 6 lat. Dzieci umierały też pradziadkom Cylińskim (Józio i Wacek) oraz Góreckim (Celinka i Marysia). Tylko u pradziadków Krzywańskich szczęśliwie nie zmarło żadne dziecko. Jeśli chodzi o Józia, brata dziadka Stefana Cylińskiego, to w tym samym miesiącu, co on - w marcu 1915 roku - zmarło też dwoje jego stryjecznego rodzeństwa, prawdopodobnie na skutek panującej choroby zakaźnej. Spośród pradziadków mojej żony pradziadkom Poradom zmarło jedno dziecko (Józio), Cielebanom jedno (Natalka), a Janasom troje (Miecio, Antoś i Leosia). Nie posiadam pewnych informacji co do dzieci pradziadków Graczyków. Jeśli chodzi o dalsze pokolenia, to np. prapradziadkowie Marianna i Antoni Pilarczyk mieli prawdopodobnie dziewięcioro dzieci i tylko troje z nich dożyło wieku dorosłego. W przypadku prapradziadków mojej żony Józefy i Szymona Kubików z dwanaściorga pięcioro dożyło 18. roku życia, a jedno zmarło w wieku nastoletnim. Przykładów mógłbym wymieniać jeszcze wiele.
![]() |
Akt zgonu Jana Pawlaka, 8-miesięcznego brata mojej babci (1920) |
3. Nadawanie dzieciom patrona przy wyborze imienia
Dzieciom nadawano zawsze imiona świętych, często wspominanych przez Kościół Katolicki w dniu narodzin lub w najbliższych dniach. Do I połowy XIX wieku był to bardziej wybór patrona niż imienia, stąd w metrykach znajdziemy dwuczłonowe imiona takie jak Jan Chrzciciel, Jan Nepomucen, Franciszek Ksawery czy Maria Magdalena. Dziewczynkom dużo częściej nadawano imię Marianna niż Maria ze względu na szacunek dla Najświętszej Maryi Panny. Zdarzało się, że dziecko miało imię po zmarłym bracie lub siostrze. Chłopi zazwyczaj nadawali jedno imię, rzadziej - jeśli byli bogatsi i mieli wyższą pozycję społeczną - dwa, natomiast szlachta trzy lub więcej. Nie było w tym względzie żadnych ograniczeń. Katalog imion był wbrew pozorom dość szeroki. Występowały takie, które spotykamy również dzisiaj (np. Jan, Stanisław, Adam, Michał, Katarzyna, Magdalena, Elżbieta, Jadwiga) jak i takie, które obecnie są bardzo rzadkie (np. Wawrzyniec, Bonawentura, Roch, Balcer, Gertruda, Petronela, Tekla, Salomea). Są też imiona, które współcześnie powróciły do powszechnego użytku po wielu latach, np. Jakub, Kacper, Mikołaj, Sebastian, Zuzanna, Aniela, Helena i Antonina. Warto dziś pamiętać o tej starej, pięknej tradycji, zgodnie z którą wybór imienia dla dziecka to tak naprawdę wybór świętego patrona dla niego i że to dlatego w naszej kulturze imieniny - dzień wspomnienia patrona - są wydarzeniem ważniejszym od urodzin.
4. Małżeństwa zawierane w młodym wieku lub duża różnica wieku między małżonkami
Jeszcze do XX wieku dziewczęta wychodziły za mąż już od 16. roku życia (tak było np. w przypadku mojej praprababci Łucji Cylińskiej), czasem jeszcze wcześniej. Zawsze jednak przed ukończeniem 21. roku życia wymagana była zgoda ojca. Nierzadka była też duża różnica wieku między małżonkami. Najczęściej zdarzała się, gdy panna wychodziła za wdowca (gdy ślub zawierali panna i kawaler, różnica wieku między nimi rzadko przekraczała 10 lat). Wymienię tutaj dwa przykłady z mojego drzewa. Pierwszy to mój prapradziadek Walenty Pawlak. Jego druga żona Rozalia z Olińskich była aż o 28 lat młodsza od niego i tylko 2 lata starsza od jego najstarszej córki. Drugi przykład to pradziadek mojej żony Piotr Graczyk, który był o 25 lat starszy od prababci, Władysławy z domu Wąsik, jego drugiej żony. Gdy urodził się jego najmłodszy syn, miał on już 63 lata. Zmarł zaledwie po 9 miesiącach od narodzin syna, nota bene dziadka mojej żony Mieczysława Graczyka. Choć te dwa przypadki nie są zupełnie wyobcowane, to należą raczej do wyjątków, bowiem różnica wieku pomiędzy małżonkami wynosiła najczęściej kilka lub kilkanaście lat.
![]() |
Akt ślubu pradziadków mojej żony Piotra Graczyka i Władysławy Wąsik, młodszej od niego o 25 lat (1915) |
5. Przedwczesne zgony i zawieranie powtórnych małżeństw
Ze względu na dużą ilość przedwczesnych zgonów, wdowcy i wdowy często ponownie zawierali związek małżeński. Kobiety nierzadko umierały przy porodzie lub w połogu. Powtórne śluby z pewnością służyły wychowaniu osieroconych dzieci oraz pomocy w prowadzeniu gospodarstwa. Do niedawna za rekordzistę w ilości zawartych małżeństw wśród moich przodków uważałem mojego prapradziadka Antoniego Andrzejczaka, który w ciągu swojego krótkiego, 45-letniego życia trzy razy stawał na ślubnym kobiercu. Jego żonami były kolejno: Józefa z Adamczyków (śl. 1899), Waleria z Adamiaków (moja praprababcia, śl. 1907) i Józefa z Koziołów (śl. 1919). Co więcej ta ostatnia po śmierci Antoniego wyszła za mąż za jego brata, Stanisława. Po intensywnym w ostatnich miesiącach poszukiwaniu metryk przodków odnalazłem jednak większych rekordzistów, np. moja 4 x prababcia Marianna z Łagiewskich, która miała najprawdopodobniej czterech mężów, a zatem cztery razy zmieniała swoje nazwisko oraz 4 x pradziadkowie mojej żony Antoni Kubik i Sylwester Rychłowski, obydwaj czterokrotnie żonaci. Jednak najwięcej ślubów, bo aż pięć, miał na swoim koncie prawdopodobnie 4 x pradziadek mojej żony Kacper Kocik. Pierwszy raz na ślubnym kobiercu stanął w roku 1848, ostatni - w 1880. Z każdą kolejną żoną brał ślub w tym samym roku, w którym zmarła poprzednia, co też nie odbiegało od normy. Niektóre śluby odbywały się już miesiąc po śmierci małżonka. Tak było np. w przypadku mojego 3 x pradziadka Wojciecha Olasa, którego pierwsza żona zmarła 10 stycznia 1863 roku, a już 16 lutego ponownie się ożenił.
6. Niestałość i zmiany w pisowni nazwisk
Nazwiska jeszcze w XIX wieku były bardzo „płynne”, często ewoluowały i czasami w jednej rodzinie kilkukrotnie zmieniały się na przestrzeni lat. Niekiedy też powracały do swojego pierwotnego brzmienia. Zdarzało się też, że w jednym akcie zapisywano dwie formy nazwiska czy wtedy raczej jeszcze przezwiska. Przykłady różnych form pisowni nazwiska z mojej genealogii to: Cyliński/Celiński, Olas/Olesiak, Krzywański/Krzyżański, Spychalski/Spychała, Andrzejczak/Jędrzejczak, Cieleban/Celeban, Kopa/Kopka i Kurcaba/Kurczoba. Do dzisiaj zdarza się, że w obrębie jednej rodziny funkcjonują dwie różne formy nazwiska, co może być pozostałością po tamtych czasach. Tak jest w przypadku nazwiska Krzywański. W mojej rodzinie panował przekaz, że zostało ono zmienione na Krzyżański przez pomyłkę, kiedy brat mojego pradziadka Wojciech Krzyżański służył w wojsku carskim i walczył w wojnie rosyjsko-japońskiej w latach 1904-1905. Jednak z akt metrykalnych wynika, że już jego ojciec, a mój prapradziadek był zapisywany zarówno jako Krzywański jak i Krzyżański (nawet częściej jako Krzyżański), a Wojciech, podobnie jak część jego rodzeństwa, już w akcie chrztu widnieje jako Krzyżański, co raczej podważa wiarygodność tej historii. Często trudno ustalić pierwotną formę pisowni nazwiska. Przy poszukiwaniu przodków bywa to irytujące, np. długo nie mogłem odnaleźć w Genetece przodków mojego prapradziadka Antoniego Andrzejczaka, ponieważ zapisywani byli pod nazwiskiem Jędrzejczak, które dopiero potem ewoluowało w formę Andrzejczak. Częste też były zmiany nazwisk na zupełnie inne. Dwa różne nazwiska dla tej samej rodziny w moim drzewie to np.: Kałużny/Gąsior, Przybyła/Niewiadomski, Pawlak/Rzeźnik, Nowak/Błaszczyk i Porzubut/Urbaniak.
![]() |
Akt ślubu mojego prapradziadka Michała Krzywańskiego z jego drugą żoną Michaliną Piekarską, w którym zapisany jest jako „Michał Krzywański vel Krzyżański” (1921) |
7. Częste zmiany miejsca zamieszkania
Ten punkt można wprawdzie odnieść również do czasów współczesnych, bo i teraz wielu ludzi często się przeprowadza, jednak to trochę inna sytuacja niż w XIX wieku. W przeszłości miejsce zamieszkania zmieniali najczęściej bezrolni chłopi, czyli komornicy i wyrobnicy lub służący dworscy. Robili to w poszukiwaniu pracy, często przenosząc się w odległe rejony kraju. Widać to wyraźnie w mojej męskiej linii przodków - po nazwisku. Szczególnie moi 4 x pradziadkowie Franciszek Cyliński vel Celiński i Marianna z Rosiaków kilkukrotnie zmieniali miejsce swojego pobytu. Franciszek urodził się w Mostkach na terenie parafii Mąkolno w Wielkopolsce. Również moja praprababcia Elżbieta Krzywańska vel Krzyżańska urodziła się w Wielkopolsce, a dokładniej w Rozdrażewie, leżącym wtedy w Wielkim Księstwie Poznańskim. Inaczej było w przypadku gospodarzy, którzy byli przywiązani do swojej ziemi. Ci często przez wiele pokoleń zamieszkiwali w jednej wsi, co teraz bardzo ułatwia szukanie przodków.
8. Powszechny analfabetyzm
„Akt ten stawającym pisać nieumiejącym przeczytany, przez nas tylko podpisany został.” - zwrot ten w takiej lub podobnej formie pojawia się w prawie każdym akcie metrykalnym, jednak nie jest on ostatecznym dowodem na to, że wymienione w nich osoby były niepiśmienne. Często księża z automatu zapisywali w stosunku do włościan tę informację, podczas gdy niektórzy z nich potrafili czytać i pisać. Niemniej jednak analfabetyzm był zjawiskiem bardzo powszechnym, szczególnie na wsiach, i również nie tak bardzo odległym czasowo, dotyczył bowiem jeszcze moich pradziadków. W Królestwie Polskim około 1870 roku mniej więcej 80% ludności nie potrafiło czytać ani pisać. W 1914 roku było to 57%. Znacznie lepiej stan rzeczy wyglądał w zaborze pruskim, później niemieckim. Po wprowadzeniu obowiązku szkolnego w II Rzeczypospolitej sytuacja zaczęła się poprawiać. Z pokolenia moich pradziadków niepiśmienni byli na pewno Władysława i Stanisław Cylińscy, Marianna Krzywańska i Marianna Pawlak. Pradziadek Cyliński, mimo że był sołtysem, podpisywał się tylko krzyżykami. Czytać i pisać umieli natomiast Stanisław Krzywański i Wojciech Pawlak. Obydwaj chętnie korzystali z tej umiejętności, bowiem czytali dużo książek i prasy. Nie mam pewnych informacji co do pradziadków Góreckich. Władysława Górecka podobno nie potrafiła czytać, jednak musiała co najmniej umieć się podpisać, czego dowodem jest jej podpis pod aktem ślubu, podobnie jak podpis jej męża Wacława. Niektórzy byli półanalfabetami, np. prababcia mojej żony Marianna Cieleban potrafiła czytać, ale pisać już nie. Z pradziadków żony piśmienni byli jeszcze Jadwiga i Franciszek Janas, o pozostałych nie posiadam informacji. Jeśli chodzi o dalsze pokolenia, to z podpisów pod aktami metrykalnymi wnioskuję, że piśmienny był też mój 3 x pradziadek Wawrzyniec Adamiak.
![]() |
Podpisy moich pradziadków z akt metrykalnych, kolejno: Wacława Góreckiego, Władysławy Góreckiej z d. Pilarczyk i Wojciecha Pawlaka |
Żaden z punktów powyższego zestawienia nie był dla mnie zaskoczeniem, kiedy odkrywałem kolejne akta moich krewnych, ponieważ znałem już te zjawiska z opowiadań rodzinnych. Zaskoczyła mnie za to skala niektórych z nich. Nie wiedziałem na przykład, że aż tyle dzieci umierało, że niektórzy moi antenaci zawierali aż tyle małżeństw, że nazwiska tak często zmieniały swoją formę i że niektórzy tak często się przeprowadzali. Genealogia to pasja, która wiele uczy. Lista ta nie jest zamknięta. Można by jeszcze dodać punkt np. o najczęstszych przyczynach zgonu zawartych w aktach metrykalnych, ale w moich stronach, jak również w stronach żony, bardzo rzadko zapisywano tę informację, natomiast mi zależało na przekazaniu doświadczeń, z którymi sam miałem do czynienia, wertując księgi.