czwartek, 12 czerwca 2025

8 rzeczy, których można dowiedzieć się o dawnym społeczeństwie z akt metrykalnych

Ostatni wpis zakończyłem myślą, że po zapoznaniu się z dziesiątkami lub setkami akt metrykalnych z XIX i początku XX wieku można zauważyć różnego rodzaju zjawiska społeczne, które dziś są rzadkością, natomiast wtedy były na porządku dziennym. Tak jak wspomniałem, poświęcę im osobny wpis. Przedstawię tu te najbardziej charakterystyczne i posłużę się przykładami z mojego drzewa genealogicznego.

Fotografia z pogrzebu w mojej rodzinie (Żerniki, lata 40. XX wieku)

1. Duża dzietność

Nie jest niczym zaskakującym, że wśród włościan, ale również i szlachty w dawnych czasach dominowały rodziny wielodzietne. Chłopi mieli przeciętnie po 7-8 dzieci, jednak posiadanie dziesięciorga lub więcej nie było rzadkością. Na przykład wspomniany przeze mnie w pierwszym wpisie mój prapradziadek Mikołaj Maj miał ich aż trzynaścioro, choć z dwiema żonami, z czego jedenaścioro dożyło wieku dorosłego. Niektórzy z moich antenatów mieli podobną ilość potomstwa w jednym małżeństwie. Trudno mi teraz wskazać parę przodków, która posiadała najwięcej dzieci, ale raczej żadna z odnalezionych przeze mnie nie miała ich więcej niż kilkanaścioro. Zjawisko to można oczywiście tłumaczyć brakiem dostępu do antykoncepcji lub nieznajomością naturalnego planowania rodziny, ale wydaje mi się, że jest to też kwestia kulturowa i mentalnościowa. Panowało inne niż dzisiaj podejście do obowiązków rodzinnych, nie nie bano się macierzyństwa i ojcostwa. Dzisiaj niestety zachodni świat narzuca nam często błędne wzorce. Zdawano też sobie sprawę, że duża część potomstwa nie dożyje dorosłości. I tu dochodzimy do punktu drugiego.

2. Wysoka śmiertelność wśród dzieci

Średnia długość życia w XIX wieku wynosiła około 40 lat, jednak statystykę tę zaniżały znacząco zgony dzieci. Umierało ich bardzo dużo, szczególnie w okresie niemowlęcym i do drugiego roku życia. Mniej więcej połowa nie dożywała 18. roku życia. Rzadkością były małżeństwa, które nie doświadczyły śmierci choć jednego dziecka. Przyczyną były panujące choroby, brak dostępu do opieki medycznej oraz złe wyżywienie. Ze względu na ryzyko śmierci noworodka chrzty odbywały się przeważnie prawie natychmiast po urodzeniu - w tym samym dniu lub nazajutrz. Wysoka śmiertelność dzieci nie jest bardzo odległym zjawiskiem, miała bowiem miejsce jeszcze 2-3 pokolenia wstecz. Już moim dziadkom Genowefie i Stanisławowi Góreckim jeden syn zmarł zaraz po porodzie. Pradziadkowie Marianna i Wojciech Pawlak mieli ośmioro biologicznych dzieci (i jedno przysposobione), z czego czworo pierwszych zmarło - Józio, Helenka i Jasio w pierwszym roku życia, a Mikołaj w wieku 6 lat. Dzieci umierały też pradziadkom Cylińskim (Józio i Wacek) oraz Góreckim (Celinka i Marysia). Tylko u pradziadków Krzywańskich szczęśliwie nie zmarło żadne dziecko. Jeśli chodzi o Józia, brata dziadka Stefana Cylińskiego, to w tym samym miesiącu, co on - w marcu 1915 roku - zmarło też dwoje jego stryjecznego rodzeństwa, prawdopodobnie na skutek panującej choroby zakaźnej. Spośród pradziadków mojej żony pradziadkom Poradom zmarło jedno dziecko (Józio), Cielebanom jedno (Natalka), a Janasom troje (Miecio, Antoś i Leosia). Nie posiadam pewnych informacji co do dzieci pradziadków Graczyków. Jeśli chodzi o dalsze pokolenia, to np. prapradziadkowie Marianna i Antoni Pilarczyk mieli prawdopodobnie dziewięcioro dzieci i tylko troje z nich dożyło wieku dorosłego. W przypadku prapradziadków mojej żony Józefy i Szymona Kubików z dwanaściorga pięcioro dożyło 18. roku życia, a jedno zmarło w wieku nastoletnim. Przykładów mógłbym wymieniać jeszcze wiele.

Akt zgonu Jana Pawlaka, 8-miesięcznego brata mojej babci (1920)

3. Nadawanie dzieciom patrona przy wyborze imienia

Dzieciom nadawano zawsze imiona świętych, często wspominanych przez Kościół Katolicki w dniu narodzin lub w najbliższych dniach. Do I połowy XIX wieku był to bardziej wybór patrona niż imienia, stąd w metrykach znajdziemy dwuczłonowe imiona takie jak Jan Chrzciciel, Jan Nepomucen, Franciszek Ksawery czy Maria Magdalena. Dziewczynkom dużo częściej nadawano imię Marianna niż Maria ze względu na szacunek dla Najświętszej Maryi Panny. Zdarzało się, że dziecko miało imię po zmarłym bracie lub siostrze. Chłopi zazwyczaj nadawali jedno imię, rzadziej - jeśli byli bogatsi i mieli wyższą pozycję społeczną - dwa, natomiast szlachta trzy lub więcej. Nie było w tym względzie żadnych ograniczeń. Katalog imion był wbrew pozorom dość szeroki. Występowały takie, które spotykamy również dzisiaj (np. Jan, Stanisław, Adam, Michał, Katarzyna, Magdalena, Elżbieta, Jadwiga) jak i takie, które obecnie są bardzo rzadkie (np. Wawrzyniec, Bonawentura, Roch, Balcer, Gertruda, Petronela, Tekla, Salomea). Są też imiona, które współcześnie powróciły do powszechnego użytku po wielu latach, np. Jakub, Kacper, Mikołaj, Sebastian, Zuzanna, Aniela, Helena i Antonina. Warto dziś pamiętać o tej starej, pięknej tradycji, zgodnie z którą wybór imienia dla dziecka to tak naprawdę wybór świętego patrona dla niego i że to dlatego w naszej kulturze imieniny - dzień wspomnienia patrona - są wydarzeniem ważniejszym od urodzin.

4. Małżeństwa zawierane w młodym wieku lub duża różnica wieku między małżonkami

Jeszcze do XX wieku dziewczęta wychodziły za mąż już od 16. roku życia (tak było np. w przypadku mojej praprababci Łucji Cylińskiej), czasem jeszcze wcześniej. Zawsze jednak przed ukończeniem 21. roku życia wymagana była zgoda ojca. Nierzadka była też duża różnica wieku między małżonkami. Najczęściej zdarzała się, gdy panna wychodziła za wdowca (gdy ślub zawierali panna i kawaler, różnica wieku między nimi rzadko przekraczała 10 lat). Wymienię tutaj dwa przykłady z mojego drzewa. Pierwszy to mój prapradziadek Walenty Pawlak. Jego druga żona Rozalia z Olińskich była aż o 28 lat młodsza od niego i tylko 2 lata starsza od jego najstarszej córki. Drugi przykład to pradziadek mojej żony Piotr Graczyk, który był o 25 lat starszy od prababci, Władysławy z domu Wąsik, jego drugiej żony. Gdy urodził się jego najmłodszy syn, miał on już 63 lata. Zmarł zaledwie po 9 miesiącach od narodzin syna, nota bene dziadka mojej żony Mieczysława Graczyka. Choć te dwa przypadki nie są zupełnie wyobcowane, to należą raczej do wyjątków, bowiem różnica wieku pomiędzy małżonkami wynosiła najczęściej kilka lub kilkanaście lat.

Akt ślubu pradziadków mojej żony Piotra Graczyka i Władysławy Wąsik, młodszej od niego o 25 lat (1915)

5. Przedwczesne zgony i zawieranie powtórnych małżeństw

Ze względu na dużą ilość przedwczesnych zgonów, wdowcy i wdowy często ponownie zawierali związek małżeński. Kobiety nierzadko umierały przy porodzie lub w połogu. Powtórne śluby z pewnością służyły wychowaniu osieroconych dzieci oraz pomocy w prowadzeniu gospodarstwa. Do niedawna za rekordzistę w ilości zawartych małżeństw wśród moich przodków uważałem mojego prapradziadka Antoniego Andrzejczaka, który w ciągu swojego krótkiego, 45-letniego życia trzy razy stawał na ślubnym kobiercu. Jego żonami były kolejno: Józefa z Adamczyków (śl. 1899), Waleria z Adamiaków (moja praprababcia, śl. 1907) i Józefa z Koziołów (śl. 1919). Co więcej ta ostatnia po śmierci Antoniego wyszła za mąż za jego brata, Stanisława. Po intensywnym w ostatnich miesiącach poszukiwaniu metryk przodków odnalazłem jednak większych rekordzistów, np. moja 4 x prababcia Marianna z Łagiewskich, która miała najprawdopodobniej czterech mężów, a zatem cztery razy zmieniała swoje nazwisko oraz 4 x pradziadkowie mojej żony Antoni Kubik i Sylwester Rychłowski, obydwaj czterokrotnie żonaci. Jednak najwięcej ślubów, bo aż pięć, miał na swoim koncie prawdopodobnie 4 x pradziadek mojej żony Kacper Kocik. Pierwszy raz na ślubnym kobiercu stanął w roku 1848, ostatni - w 1880. Z każdą kolejną żoną brał ślub w tym samym roku, w którym zmarła poprzednia, co też nie odbiegało od normy. Niektóre śluby odbywały się już miesiąc po śmierci małżonka. Tak było np. w przypadku mojego 3 x pradziadka Wojciecha Olasa, którego pierwsza żona zmarła 10 stycznia 1863 roku, a już 16 lutego ponownie się ożenił.

6. Niestałość i zmiany w pisowni nazwisk

Nazwiska jeszcze w XIX wieku były bardzo „płynne”, często ewoluowały i czasami w jednej rodzinie kilkukrotnie zmieniały się na przestrzeni lat. Niekiedy też powracały do swojego pierwotnego brzmienia. Zdarzało się też, że w jednym akcie zapisywano dwie formy nazwiska czy wtedy raczej jeszcze przezwiska. Przykłady różnych form pisowni nazwiska z mojej genealogii to: Cyliński/CelińskiOlas/OlesiakKrzywański/KrzyżańskiSpychalski/SpychałaAndrzejczak/JędrzejczakCieleban/CelebanKopa/Kopka i Kurcaba/KurczobaDo dzisiaj zdarza się, że w obrębie jednej rodziny funkcjonują dwie różne formy nazwiska, co może być pozostałością po tamtych czasach. Tak jest w przypadku nazwiska Krzywański. W mojej rodzinie panował przekaz, że zostało ono zmienione na Krzyżański przez pomyłkę, kiedy brat mojego pradziadka Wojciech Krzyżański służył w wojsku carskim i walczył w wojnie rosyjsko-japońskiej w latach 1904-1905. Jednak z akt metrykalnych wynika, że już jego ojciec, a mój prapradziadek był zapisywany zarówno jako Krzywański jak i Krzyżański (nawet częściej jako Krzyżański), a Wojciech, podobnie jak część jego rodzeństwa, już w akcie chrztu widnieje jako Krzyżański, co raczej podważa wiarygodność tej historii. Często trudno ustalić pierwotną formę pisowni nazwiska. Przy poszukiwaniu przodków bywa to irytujące, np. długo nie mogłem odnaleźć w Genetece przodków mojego prapradziadka Antoniego Andrzejczaka, ponieważ zapisywani byli pod nazwiskiem Jędrzejczak, które dopiero potem ewoluowało w formę Andrzejczak. Częste też były zmiany nazwisk na zupełnie inne. Dwa różne nazwiska dla tej samej rodziny w moim drzewie to np.: Kałużny/GąsiorPrzybyła/NiewiadomskiPawlak/RzeźnikNowak/Błaszczyk i Porzubut/Urbaniak.

Akt ślubu mojego prapradziadka Michała Krzywańskiego z jego drugą żoną Michaliną Piekarską, w którym zapisany jest jako „Michał Krzywański vel Krzyżański” (1921)

7. Częste zmiany miejsca zamieszkania

Ten punkt można wprawdzie odnieść również do czasów współczesnych, bo i teraz wielu ludzi często się przeprowadza, jednak to trochę inna sytuacja niż w XIX wieku. W przeszłości miejsce zamieszkania zmieniali najczęściej bezrolni chłopi, czyli komornicy i wyrobnicy lub służący dworscy. Robili to w poszukiwaniu pracy, często przenosząc się w odległe rejony kraju. Widać to wyraźnie w mojej męskiej linii przodków - po nazwisku. Szczególnie moi 4 x pradziadkowie Franciszek Cyliński vel Celiński i Marianna z Rosiaków kilkukrotnie zmieniali miejsce swojego pobytu. Franciszek urodził się w Mostkach na terenie parafii Mąkolno w Wielkopolsce. Również moja praprababcia Elżbieta Krzywańska vel Krzyżańska urodziła się w Wielkopolsce, a dokładniej w Rozdrażewie, leżącym wtedy w Wielkim Księstwie Poznańskim. Inaczej było w przypadku gospodarzy, którzy byli przywiązani do swojej ziemi. Ci często przez wiele pokoleń zamieszkiwali w jednej wsi, co teraz bardzo ułatwia szukanie przodków.

8. Powszechny analfabetyzm

„Akt ten stawającym pisać nieumiejącym przeczytany, przez nas tylko podpisany został.” - zwrot ten w takiej lub podobnej formie pojawia się w prawie każdym akcie metrykalnym, jednak nie jest on ostatecznym dowodem na to, że wymienione w nich osoby były niepiśmienne. Często księża z automatu zapisywali w stosunku do włościan tę informację, podczas gdy niektórzy z nich potrafili czytać i pisać. Niemniej jednak analfabetyzm był zjawiskiem bardzo powszechnym, szczególnie na wsiach, i również nie tak bardzo odległym czasowo, dotyczył bowiem jeszcze moich pradziadków. W Królestwie Polskim około 1870 roku mniej więcej 80% ludności nie potrafiło czytać ani pisać. W 1914 roku było to 57%. Znacznie lepiej stan rzeczy wyglądał w zaborze pruskim, później niemieckim. Po wprowadzeniu obowiązku szkolnego w II Rzeczypospolitej sytuacja zaczęła się poprawiać. Z pokolenia moich pradziadków niepiśmienni byli na pewno Władysława i Stanisław Cylińscy, Marianna Krzywańska i Marianna Pawlak. Pradziadek Cyliński, mimo że był sołtysem, podpisywał się tylko krzyżykami. Czytać i pisać umieli natomiast Stanisław Krzywański i Wojciech Pawlak. Obydwaj chętnie korzystali z tej umiejętności, bowiem czytali dużo książek i prasy. Nie mam pewnych informacji co do pradziadków Góreckich. Władysława Górecka podobno nie potrafiła czytać, jednak musiała co najmniej umieć się podpisać, czego dowodem jest jej podpis pod aktem ślubu, podobnie jak podpis jej męża Wacława. Niektórzy byli półanalfabetami, np. prababcia mojej żony Marianna Cieleban potrafiła czytać, ale pisać już nie. Z pradziadków żony piśmienni byli jeszcze Jadwiga i Franciszek Janas, o pozostałych nie posiadam informacji. Jeśli chodzi o dalsze pokolenia, to z podpisów pod aktami metrykalnymi wnioskuję, że piśmienny był też mój 3 x pradziadek Wawrzyniec Adamiak.

Podpisy moich pradziadków z akt metrykalnych, kolejno: Wacława Góreckiego, Władysławy Góreckiej z d. Pilarczyk i Wojciecha Pawlaka

Żaden z punktów powyższego zestawienia nie był dla mnie zaskoczeniem, kiedy odkrywałem kolejne akta moich krewnych, ponieważ znałem już te zjawiska z opowiadań rodzinnych. Zaskoczyła mnie za to skala niektórych z nich. Nie wiedziałem na przykład, że aż tyle dzieci umierało, że niektórzy moi antenaci zawierali aż tyle małżeństw, że nazwiska tak często zmieniały swoją formę i że niektórzy tak często się przeprowadzali. Genealogia to pasja, która wiele uczy. Lista ta nie jest zamknięta. Można by jeszcze dodać punkt np. o najczęstszych przyczynach zgonu zawartych w aktach metrykalnych, ale w moich stronach, jak również w stronach żony, bardzo rzadko zapisywano tę informację, natomiast mi zależało na przekazaniu doświadczeń, z którymi sam miałem do czynienia, wertując księgi.

czwartek, 29 maja 2025

Akta metrykalne w genealogii

W najbliższą środę wraz z żoną będziemy obchodzić trzecią rocznicę ślubu. Dokładnie 4 czerwca 2022 roku w kościele pw. św. Wacława Męczennika w Grabnie zawarliśmy związek małżeński, łącząc tym samym dwa drzewa genealogiczne w jedno. Nie wiedziałem jeszcze wtedy o tym, że przeszło 200 lat wcześniej, 2 lutego 1820 roku, w tej samej parafii, choć nie w tym samym kościele (obecny powstał w latach 90. XX wieku) na ślubnym kobiercu stanęli moi 4 x pradziadkowie Szymon Głowacki i Elżbieta Dąbkowska vel Dąbek. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Grabno jest oddalone o niespełna 50 km od moich rodzinnych stron, a okolice te nie były znane w mojej rodzinie. Co więcej pan młody był moim imiennikiem.

Fotografia z mojego ślubu (4 czerwca 2022 r.) i akt ślubu moich 4 x pradziadków Elżbiety i Szymona Głowackich (1820), sporządzony po łacinie. Obydwa małżeństwa zostały zawarte w kościele parafialnym w Grabnie

Takich różnego rodzaju zbiegów okoliczności lub też zbieżności dat w moim drzewie genealogicznym można znaleźć wiele. Nie byłoby możliwe ich wychwycenie bez akt metrykalnych, o których chcę opowiedzieć w tym wpisie, a których jestem fanem. Są one podstawowym źródłem informacji w genealogii. Księgi metrykalne stanowią rejestr chrztów (urodzeń), ślubów i zgonów, gromadzony przez parafie lub inne jednostki, zawierający podstawowe informacje o osobach, których dotyczą. Są one pomocne w budowaniu drzewa genealogicznego i ustalaniu relacji pomiędzy krewnymi. Ten wpis nie jest poradnikiem, jak wyszukiwać i odczytywać akty metrykalne - tych w sieci jest mnóstwo i piszą je osoby z większą wiedzą i doświadczeniem ode mnie. Chcę przedstawić jedynie, jak praca z nimi wyglądała z mojej perspektywy i w ten sposób zachęcić do poszukiwania swoich korzeni. Będzie to zaledwie zarysowanie tematu, będące wstępem do kolejnych wpisów.

Historia ksiąg metrykalnych na ziemiach polskich

Do roku 1808 na ziemiach polskich rejestrowanie urodzeń, małżeństw i zgonów regulowane było jedynie przez właściwe prawo kościelne. W Kościele Katolickim wprowadzono obowiązek zapisywania udzielanych chrztów i ślubów postanowieniami soboru trydenckiego w XVI wieku i z tego okresu pochodzą najstarsze polskie księgi metrykalne. Dodatkowo w XVII wieku wprowadzono rejestrację zgonów. Księgi wyznaniowe prowadzono po łacinie, a akty były bardzo zwięzłe, zawierały jedynie podstawowe dane.

W 1808 roku, po powstaniu Księstwa Warszawskiego, na mocy Kodeksu Napoleona wprowadzono państwowy system rejestracji stanu cywilnego. Jednak w praktyce obowiązki urzędników, sporządzających akta, sprawowali najczęściej katoliccy proboszczowie. Metryki stały się dużo bardziej szczegółowe. Językiem, w jakim je spisywano, stał się język polski. Każdą księgę sporządzano w dwóch egzemplarzach. Były to tzw. unikaty, które zostawały na miejscu i duplikaty, przekazywane do archiwum hipotecznego sądu powiatowego. W unikacie w odrębnych księgach zapisywano jeden rodzaj zdarzeń aż do wyczerpania wolnych kart. Natomiast duplikat składał się z jednorocznych ksiąg, w których w osobnych częściach zapisywano akty urodzeń, małżeństw i zgonów. Po kongresie wiedeńskim i utworzeniu Królestwa Polskiego w 1815 roku zachowano dotychczasowe przepisy.

Strona tytułowa księgi metrykalnej parafii Wierzchy z 1867 roku

W roku 1825, zgodnie Kodeksem Cywilnym Królestwa Polskiego akta stanu cywilnego połączono z metrykami kościelnymi, a proboszczowie już oficjalnie zostali urzędnikami stanu cywilnego. Od 1868 roku, w ramach represji po powstaniu styczniowym, językiem urzędowym stał się język rosyjski i w nim zapisywano też akta metrykalne. W okresie tym stosowano podwójne datowanie - według kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego. Stan ten trwał aż do 1915 roku, kiedy to po ofensywie państw centralnych, przeprowadzonej podczas I wojny światowej, księgi zaczęto zapisywać po polsku. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku na ziemiach byłego Królestwa Kongresowego nadal obowiązywał religijny system ewidencji urodzeń, małżeństw i zgonów.

W 1940 roku na terenach okupowanych przez III Rzeszę wprowadzono państwową rejestrację stanu cywilnego. Utworzono wtedy urzędy stanu cywilnego, a sporządzaniem akt zajmowali się urzędnicy świeccy. Spisywano je w języku niemieckim. Po wyzwoleniu spod okupacji w 1945 roku na krótko przywrócono rejestrację stanu cywilnego na zasadach obowiązujących przed wojną, natomiast w roku 1946 ujednolicono ją w całym państwie oraz wprowadzono świeckie urzędy stanu cywilnego, które działają nieprzerwanie do dnia dzisiejszego. Natomiast parafie katolickie nadal prowadzą własne, wyznaniowe księgi metrykalne. Przedstawiona tu historia dotyczy ziem byłego Królestwa Kongresowego, nieco inaczej było w zaborze pruskim i w Galicji.

Gdzie szukać akt metrykalnych?

Odpowiedź na to pytanie zależy od okresu, z jakiego pochodzi poszukiwany przez nas akt. Można wyróżnić 3 takie okresy. Zacznę od najnowszego.

Akt zgonu prapradziadka mojej żony Wawrzyńca Porady (1939) z zasobów USC w Sędziejowicach

1. Akta od ok. 1923 roku. Zgodnie z Ustawą Prawo o aktach stanu cywilnego księgi metrykalne przechowywane są w urzędach stanu cywilnego przez okres 100 lat w przypadku aktów urodzeń oraz 80 lat, jeśli chodzi akty małżeństw i zgonów. Okresy te liczone są od końca roku kalendarzowego, w którym nastąpiło sporządzenie aktu. Po upływie tego okresu kierownik urzędu stanu cywilnego przekazuje je w ciągu 2 lat do właściwego archiwum państwowego. Ponieważ jednak akty urodzenia, małżeństwa i zgonu zawarte są najczęściej w jednej księdze, przekazanie to następuje w praktyce zwykle po 100 latach również w przypadku aktów małżeństw i zgonów. W związku z tym księgi stanu cywilnego nie starsze niż 100 - 102 lata powinniśmy odnaleźć w urzędach stanu cywilnego. Jednak aby uzyskać kopię aktu, co do zasady należy złożyć stosowny wniosek i wykazać pokrewieństwo. Można też wnieść wniosek o odpis, jednak do celów genealogicznych jest to moim zdaniem bezcelowe, bo nie dostaniemy kopii oryginalnego aktu, ponadto wiąże się to z opłatą skarbową. Z zasobów urzędów stanu cywilnego zacząłem korzystać stosunkowo niedawno, bo w zeszłym roku. Inną opcją jest uzyskanie akt z wyznaniowych ksiąg metrykalnych w parafiach katolickich lub archiwach diecezjalnych, jeśli księgi te zostały już przekazane do owych archiwów. Parafie nie mają obowiązku ich przekazywania, więc zlokalizowanie ksiąg z określonej parafii wymaga zasięgnięcia informacji od proboszcza lub pracowników archiwum.

2. Akta z lat 1808 - ok. 1923. Odnalezienie akt metrykalnych z tego okresu z reguły jest najłatwiejsze. Znajdują się one w archiwach państwowych, co nie oznacza od razu konieczności ich odwiedzenia. Wiele ksiąg jest udostępnianych online, więc dostęp do nich nie wymaga wychodzenia z domu. W pierwszej kolejności najlepiej odwiedzić Genetekę. Jest to baza Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, zawierająca indeksy urodzeń, małżeństw i zgonów nie tylko z archiwów państwowych, ale również i diecezjalnych, tworzona przez wolontariuszy. Wystarczy wybrać województwo, następnie parafię i wpisać w wyszukiwarkę imię i nazwisko interesującej nas osoby lub osób. Po odnalezieniu aktu należy kliknąć w hiperłącze, które odsyła nas do skanów w Skanotece, rzadziej w Szukaj w Archiwach lub FamilySearch. Gdy trafimy na indeks niezawierający linku lub księgi z określonego okresu lub parafii nie są zindeksowane, konieczne jest odszukanie ręcznie skanu lub znalezienie indeksu w którejś z ogólnopolskich baz internetowych, takich jak wyżej wymienione, lub regionalnych, np. Poznan Project. Przez pewien czas, gdy nie znałem jeszcze Geneteki, poszukiwania prowadziłem wyłącznie w Skanotece, posługując się skorowidzami na końcu każdej księgi. Jeśli i to nie przyniesie skutku, bowiem metryki nie z wszystkich parafii i lat są dostępne online, niezbędna będzie wizyta w odpowiednim archiwum państwowym lub diecezjalnym bądź zlecenie w tymże kwerendy, najlepiej drogą mailową, co wiąże się jednak z opłatą. Wielokrotnie korzystałem z tej opcji. 

Akt chrztu mojego prapradziadka Antoniego Pilarczyka (1853), przysłany mi przez Archiwum Diecezjalne we Włocławku

3. Akta sprzed 1808 roku. Z księgami z tego okresu jak na razie mam najmniejsze doświadczenie. Przed 1808 rokiem nie istniał państwowy system rejestracji stanu cywilnego, dlatego akta z tego okresu znajdują się w archiwach diecezjalnych lub też w parafiach. Wiele z nich znajdziemy online w bazie FamilySearch, zarządzanej przez mormonów (aby przeglądać, trzeba utworzyć konto). Niekiedy są też zindeksowane w Genetece, jednak indeksy te nie zawierają linków do skanów. Poszukiwanie akt sprzed 1808 roku jest trudne, przynajmniej z mojego punktu widzenia, ponieważ akta te często nie są zindeksowane, sporządzano je po łacinie, są bardzo lakoniczne, a księgi nierzadko nie zawierają skorowidzów. Problemem jest też fakt, że wiele ksiąg z XVIII, a tym bardziej z XVII wieku nie zachowało się do dnia dzisiejszego. Najczęściej są luki w rocznikach i wtedy trzeba sięgać po źródła pozametrykalne.

Akta metrykalne w obcych językach

Ze względu na języki urzędowe, w jakich sporządzano akta metrykalne na terenach dawnego Królestwa Polskiego, można wyróżnić 6 okresów:

  •  XVI w. - 1807 - łacina (księgi wyznaniowe również później)
  •  1808 - 1868 - polski
  •  1868 - 1915 - rosyjski
  •  1915 - 1940 - polski
  •  1940 - 1945 - niemiecki
  •  od 1945 - polski

Jeśli chodzi o akta po łacinie, nie mam z nimi doświadczenia. Kiedy miałem z nimi styczność, zawsze potrzebowałem pomocy w ich tłumaczeniu. Natomiast z metryką w języku niemieckim, sporządzoną w czasie okupacji, miałem do tej pory do czynienia tylko raz i poradziłem z nią sobie z pomocą translatora. Skupię się zatem na księgach spisanych w języku rosyjskim z lat 1868 - 1915. Dla osoby, takiej jak ja, nieznającej biegle rosyjskiego, teksty napisane odręcznie cyrylicą, w dodatku często mało czytelne, początkowo wydają się przeszkodą nie do pokonania. Nie są jednak tak straszne, jakby się wydawało, bowiem metryki co prawda zapisywano w formie narracyjnej, ale schematycznie, według określonych formułek, co ułatwia odnalezienie najważniejszych informacji. Dodatkowo imiona i nazwiska często pisano zarówno cyrylicą jak i alfabetem łacińskim oraz podkreślano. Przy poszukiwaniu pomocne są alfabetyczne skorowidze osób na końcu każdej księgi. Dotyczy to również ksiąg sporządzonych w języku polskim.

Akt chrztu jednego z moich antenatów, zapisany w języku rosyjskim

Tak jak wcześniej pisałem, akty pisane po rosyjsku zawierają podwójne datowanie wydarzeń - według kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego. Różnica między datami wynosi 12 (do 1900 roku) lub 13 dni (od 1900 roku). Prawidłową datą, zgodną z kalendarzem gregoriańskim, zawsze jest ta późniejsza. Pomimo swojej nieznajomości języka rosyjskiego w większości metryk daty udaje mi się odczytać samodzielnie. W przeszłości zawsze korzystałem z pomocy tej strony, obecnie nauczyłem się już cyrylicy oraz rosyjskich liczebników i nazw miesięcy. Gdy nie jestem w stanie odczytać dat, mam wątpliwości co do nich lub też potrzebuję innych informacji zawartych w akcie, zwracam się o pomoc na forum strony Genealodzy.pl, gdzie użytkownicy bezinteresownie tłumaczą akty lub ich fragmenty. Warto wspomnieć, że spotkałem się z księgami metrykalnymi z tego okresu, które sporządzano zarówno w języku rosyjskim, jak i polskim. W takim przypadku nie ma żadnego problemu z ich odczytaniem.

Przeglądanie akt metrykalnych własnych przodków jest bardzo emocjonującą podróżą w czasie. Choć zapisane są szablonowo, zwięzłymi formułkami, wiele można z nich wyczytać. Dowiemy się z nich między innymi, gdzie mieszkali nasi antenaci, jaki był ich status społeczny, jaki zawód wykonywali i ile mieli lat w chwili zdarzenia (choć wiek podany w akcie jest często niedokładny). Czasami w aktach zgonu zapisywano także przyczynę śmierci. Niekiedy trafiamy na informacje, których się nie spodziewaliśmy. Do ciekawych wniosków można dojść, kiedy patrzy się na akta metrykalne globalnie. Po przejrzeniu dziesiątek lub setek z nich zauważa się pewne zjawiska społeczne z XIX i początku XX wieku, które dziś są rzadkością, natomiast wtedy były czymś zupełnie normalnym. Początkowo planowałem napisać o nich w tym miejscu, ale uznałem, że to temat na osobny, być może równie obszerny wpis.

czwartek, 15 maja 2025

Genealogia - moja historia

Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości,
ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości
ani prawa do przyszłości.

Józef Piłsudski

Zgodnie z obietnicą przedstawię dziś historię mojej przygody z genealogią. Jest ona długa, bo już ponad 20-letnia i miała kilka etapów. Rozpocząłem ją bardzo wcześnie, jeszcze w dzieciństwie, dzięki czemu zdobyłem dużo informacji od swoich dziadków, kiedy jeszcze żyli, co potem stało się podstawą do budowania drzewa genealogicznego w obecnej formie, w oparciu o akta stanu cywilnego.

Rok 2003 - drzewo genealogiczne jako praca domowa do szkoły

Wszystko zaczęło się w październiku 2003 roku, kiedy to, będąc w IV klasie szkoły podstawowej, wykonałem drzewo genealogiczne w ramach pracy domowej na lekcję historii. Było ono jak na standardy szkolne dosyć obszerne, dlatego jako jedyny w klasie dostałem za nie najwyższą ocenę. Nieżyjący już historyk i nota bene jeden z moich ulubionych nauczycieli stwierdził wtedy, że moje dzieci będą mi za nie wdzięczne. Uczciwie muszę jednak przyznać, że wiele informacji do tej pracy zaczerpnąłem z drzewa genealogicznego, które kilka lat wcześniej stworzył do szkoły mój starszy brat. Również jego koncepcja i forma były podobne do tego po moim bracie. Z pewnością jednak nie było to przepisywanie jeden do jednego, ponieważ moje drzewo obejmowało więcej osób i informacji. Popełniłem jednak wiele błędów, np. w datach urodzeń, które niestety początkowo powieliłem w kolejnym drzewie z 2009 roku. W późniejszych latach nanosiłem poprawki i uzupełnienia do swojej pracy szkolnej i trwało to aż do czasu, kiedy zacząłem używać programu genealogicznego.

Moje pierwsze drzewo genealogiczne, wykonane do szkoły w 2003 roku

W tym momencie muszę zaznaczyć, iż pojęcie „drzewo genealogiczne”, przynajmniej w potocznym jego rozumieniu, nie jest precyzyjne. Używa się go do określenia różnych tablic genealogicznych: przodków, potomków lub pokrewieństwa. Moje drzewo z 2003 roku było połączeniem wywodu przodków i wykresu najbliższej rodziny. Obejmowało ponad 100 osób. Można je podzielić na 4 kategorie: wszyscy znani mi wtedy przodkowie (z imienia i nazwiska do pokolenia prapradziadków, dodatkowo 3 razy pradziadkowie znani tylko z nazwiska), potomkowie moich dziadków (rodzeństwo rodziców, ich dzieci itd.) wraz ich z małżonkami, rodzeństwo dziadków oraz potomkowie jednej z sióstr babci od strony mamy wraz z małżonkami. Ta ostatnia grupa służyła chyba temu, aby zachować symetrię w drzewie, ponieważ tata miał troje rodzeństwa, a mama tylko jedną siostrę, a tym samym mniejszą rodzinę. O każdej osobie przedstawiłem tylko podstawowe informacje: imię, nazwisko i nazwisko rodowe oraz daty urodzenia i zgonu, bez daty zawarcia małżeństwa.

Lata 2006 - 2009 - zbieranie informacji o rodzinie

Od 2006 roku, chyba głównie za sprawą poznania legendy rodzinnej o bpie Wojciechu Owczarku, o której z pewnością będę tutaj pisać, zacząłem dużo bardziej interesować się genealogią. Wtedy to, jeszcze jako nastolatek, wypytywałem dużo o rodzinę swoje babcie i sporządzałem z tych rozmów notatki. Spisałem między innymi imiona i nazwiska rodzeństwa dziadków i pradziadków oraz ich dzieci, a także przyczyny śmierci oraz miejsca pochówków przodków i innych krewnych. Informacje czerpałem również z tablic nagrobkowych na cmentarzach. Poszukiwałem też zdjęć związanych z moją rodziną, które później skanowałem. Niemało informacji uzyskałem od brata babci od strony taty, wujka Kazimierza, który także interesował się genealogią i posiadał kilka odpisów aktów metrykalnych swoich, a więc i moich przodków. Sam wtedy nosiłem się już z zamiarem wyszukiwania metryk, ale wtedy jeszcze plany te spełzły na niczym.

Ja i moi dziadkowie, Genowefa i Stanisław Góreccy przy grobie dziadków babci, Florentyny i Mikołaja Majów na cmentarzu parafialnym w Niemysłowie (11 lutego 2008 r.)

W dniach 1-2 stycznia 2009 roku, za zgodą babci Genowefy Góreckiej, nagrałem jej opowieści rodzinne. Jak się później okazało, było to dokładnie 7 lat przed jej śmiercią (2 stycznia 2016 r.). Babcia opowiadała o historii swojej rodziny - Pawlaków, począwszy od 1912 roku (ślub jej rodziców), a skończywszy na roku 1964 (tragiczna śmierć brata). Historia ta obejmowała więc nieco ponad pół wieku. Nagranie trwa łącznie niespełna 40 minut. Z dzisiejszej perspektywy była to świetna decyzja, ponieważ wielu faktów w tym momencie już bym nie pamiętał, poza tym posłuchanie głosu babci kilka lat po śmierci jest rzeczą bezcenną.

Lata 2009 - 2016 - praca w programie genealogicznym bez akt metrykalnych

W pewnym momencie informacji o rodzinie zgromadziło się już na tyle dużo, że przestały mieścić się na papierze. Dlatego w listopadzie 2009 roku postanowiłem stworzyć nowe drzewo, tym razem w postaci cyfrowej, w programie genealogicznym. Wybrałem program MyHeritage Family Tree Builder, który w zupełności spełnił moje oczekiwania i używam go do dnia dzisiejszego. Posiada on bardzo przydatne funkcje, takie jak inteligentne dopasowania do drzew genealogicznych użytkowników serwisu MyHeritage, galerię zdjęć pozwalającą na oznaczenie każdej osoby czy wirtualny cmentarz, czyli zdjęcia nagrobków wraz z informacjami o spoczywających w nich osobach. Projekt aktualizuję na bieżąco. Po utworzeniu go przeprowadziłem na nowo rozmowy z babciami, aby bardziej go rozbudować. Rok po powstaniu - w 2010 roku - obejmował już około 600 osób, natomiast w 2016 roku - ponad 1000. Nigdy nie zdecydowałem się na udostępnienie go online w serwisie MyHeritage ze względu na koszty abonamentu przy projekcie obejmującym więcej niż 249 osób. W 2012 roku, po zdaniu matury, wykonałem aneks do drzewa. Zawarłem w nim różne niestandardowe informacje, których nie dało się umieścić w drzewie genealogicznym.

Projekt mojego drzewa w programie MyHeritage Family Tree Builder

Projekt obejmuje wszystkich znanych mi krewnych wraz z małżonkami, a oprócz tego rodziny rodziców chrzestnych i chrześniaków (o ile nie są moimi krewnymi) najbliższych członków mojej rodziny. O każdej osobie wprowadzam następujące informacje, o ile je znam: imię (oraz imię używane), nazwisko i nazwisko rodowe, daty i miejsca urodzenia, ślubu i zgonu, przyczyna śmierci, miejsce pochówku i ostatnie miejsce zamieszkania. Dla najbliższych członków rodziny są to dodatkowo: drugie imię, imiona i nazwiska rodziców chrzestnych i chrześniaków, przebieg edukacji, służby wojskowej i miejsca pracy. Do wspomnianych najbliższych członków rodziny zaliczam poza sobą, swoją żoną i córką także naszych: rodziców, rodzeństwo, dziadków oraz od niedawna rodzeństwo rodziców. Wykorzystuję wszelkie dostępne mi źródła. Głównie są to akta stanu cywilnego (od 2016 roku), napisy na tablicach nagrobkowych i przekazy ustne.

Lata moich studiów (2012 - 2017) były czasem stagnacji, jeśli chodzi o moją genealogię, która, podobnie jak inne moje pasje, zeszła na dalszy plan. Pracę w projekcie ograniczyłem głównie do uzupełniania go o nowe fakty, ale był jeden wyjątek. Dodałem w tym czasie krewnych mojej dziewczyny (obecnie żony) z myślą, aby nasze przyszłe dzieci miały pełne drzewo, a nie tylko połowiczne. Początkowo było to zaledwie około 100 osób, dopiero po ślubie i narodzinach córki w 2023 roku zacząłem dogłębniej poszukiwać informacji o rodzinie mojej wybranki. W listopadzie 2016 roku sporządziłem „ostateczną wersję” drzewa wraz z poprawionym i uzupełnionym o nowe informacje aneksem. Od tej pory planowałem je tylko uzupełniać i poprawiać w razie potrzeby. Sprawdziła się tu jednak stara żydowska maksyma, która głosi, że gdy człowiek planuje, to Pan Bóg się śmieje.

Lata od 2016 - praca w programie genealogicznym z aktami metrykalnymi

Akt chrztu mojej prababci Władysławy Góreckiej z d. Pilarczyk (1899), sporządzony po rosyjsku, jeden z pierwszych, jakie znalazłem w Skanotece

Latem 2016 roku, po śmierci babci Genowefy, tuż przed wykonaniem „ostatecznej wersji” drzewa, poszukując dat urodzeń pradziadków Góreckich do nagrobka, odkryłem skany akt metrykalnych dostępnych online na stronie metryki.genealodzy.pl. Był to impuls, od którego moje zainteresowanie genealogią powoli ruszyło na nowo, w swoich źródłach wyszedłem poza przekazy ustne, tablice nagrobkowe czy inteligentne dopasowania na rzecz starych metryk, a drzewo zaczęło się rozrastać nie tylko wszerz, ale i wzwyż. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem akty urodzeń i ślubów moich przodków, poczułem się, jakbym złapał Pana Boga za nogi. Początkowo skupiłem się głównie na linii męskiej. Skanoteka oraz inne bazy, z których zacząłem korzystać już później, zawierają skany akt urodzeń, małżeństw i zgonów, z reguły starszych niż 100 lat. Są niewyczerpanym źródłem informacji o przodkach, do których każdy może mieć dostęp bez wychodzenia z domu. Jednak nie wszystkie metryki są dostępne online. Szczególnie dotkliwy był dla mnie brak akt sprzed 1865 roku z mojej rodzinnej parafii - Wierzchów. Dlatego kilka razy zleciłem mailowo kwerendy w Archiwum Diecezjalnym we Włocławku oraz Archiwum Państwowym w Poznaniu Oddział w Koninie. Jesienią 2016 roku odwiedziłem też czytelnię Archiwum Państwowego w Łodzi, gdzie akta stanu cywilnego są dostępne na mikrofilmach.

Poza projektem w programie genealogicznym, w 2020 roku wykonałem wywód moich przodków na ścianę w domu rodzinnym, ale tylko tych, których zachowały się fotografie lub podobizny (rodzice, wszyscy dziadkowie i pradziadkowie oraz kilkoro z prapradziadków). Oprócz Skanoteki zacząłem korzystać z takich baz jak Geneteka, Szukaj w Archiwach i FamilySearch. W tym czasie również, częściowo za sprawą internetowych baz osób pochowanych, gruntownie zaktualizowałem i uzupełniłem wirtualny cmentarz. Obecnie liczy on 209 grobów z 31 nekropolii, najwięcej z cmentarzy parafialnych: w Wierzchach (mniej więcej połowa grobów z mojej rodziny) oraz w Grabnie i Sędziejowicach (większość grobów z rodziny mojej żony). Dodatkowo 67 grobów posiada archiwalne zdjęcia (w przypadku zmiany nagrobka lub pochowania nowej osoby). Wirtualny cmentarz jest obecnie jednym z najlepiej dopracowanych elementów mojego drzewa.

Ja z ostatnią jeszcze wtedy żyjącą przedstawicielką pokolenia moich dziadków, Emilią Cylińską na tle wywodu przodków (26 grudnia 2020 r., babcia zmarła niecały rok później)

Wydawałoby się, że po założeniu rodziny moje drzewo ponownie zejdzie na dalszy plan, ale nic bardziej mylnego. Ostatnie trzy lata były dla mojej genealogii niezwykle produktywne, i to na wielu płaszczyznach. Gdy w 2023 roku urodziła się moja córeczka, to ona stała się automatycznie probantem w drzewie. W związku z tym przeprowadziłem rozmowę z teściami (ponieważ wszyscy dziadkowie żony niestety już nie żyją) i wtedy cała gałąź mojej żony, którą, jak już wspomniałem, dodałem podczas studiów, znacząco się rozrosła. Wówczas też liczba osób w moim drzewie przekroczyła 2000 osób. Ponadto w kwietniu zeszłego roku wraz z żoną zleciliśmy wyszukanie metryczek dowodowych naszych przodków zmarłych po 1952 roku (przed tym okresem metryczki nie istniały, ponieważ nie było obowiązku posiadania dowodu osobistego) w Archiwum Dokumentacji Osobowej i Płacowej w Milanówku. Najcenniejsze w metryczkach są dla mnie fotografie. Oczekiwanie na odpowiedź ze względu na długą kolejkę trwało 10 miesięcy, jednakże warto było czekać.

W ostatnim czasie swoje poszukiwania skupiłem na przodkach - zarówno moich, jak i mojej żony, bez większego zagłębiania się w linie boczne, szczególnie w dalszych pokoleniach. Dlatego w zeszłym roku przystąpiłem do usystematyzowanego poszukiwania aktów stanu cywilnego wszystkich przodków, gałąź po gałęzi, w Genetece i w innych źródłach. W związku z tym zleciłem też kilka kwerend w archiwach i urzędach stanu cywilnego oraz ponownie odwiedziłem Archiwum Państwowe w Łodzi. W marcu zeszłego roku zarejestrowałem się też na forum strony Genealodzy.pl, gdzie uzyskałem pomoc w tłumaczeniu kilkunastu aktów metrykalnych sporządzonych po rosyjsku i po łacinie oraz w innych problemach natury genealogicznej. Do tej pory udało mi się odnaleźć większość przodków zarówno moich, jak i mojej żony, do początku XIX wieku. Niektórzy z nich urodzili się jeszcze w I połowie XVIII wieku. Z imienia i nazwiska zmam już niemal wszystkich antenatów do siódmego pokolenia (w siódmym pokoleniu brakuje mi zaledwie kilka ze 128 osób). Niektóre odkrycia były dla mnie bardzo zaskakujące, kilka wręcz sensacyjnych. Efekt mojej pracy w postaci wywodu przodków, wygenerowanego w programie Ahnenblatt, znajduje się w zakładce „Wywód przodków”.

Moja wizyta w czytelni Archiwum Państwowego w Łodzi i czytnik do mikrofilmów (21 maja 2024 r.)

Im jestem starszy, tym wolnego czasu na poszukiwania jest coraz mniej, a chęci i możliwości coraz więcej. Ciągle poszerzam swoje horyzonty w tej materii. W chwili obecnej moje drzewo genealogiczne obejmuje ponad 2700 osób i ponad 1000 rodzin, jednak w miarę postępu swojej pracy paradoksalnie coraz bardziej zdaję sobie sprawę z ogromu swojej niewiedzy. Ciągle pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Wszakże ilość przodków z każdym pokoleniem wstecz podwaja się. Wystarczy wspomnieć, że generacja moich 4 razy pradziadków, czyli osób urodzonych orientacyjnie ok. 1800 roku to 64 osoby, zaś ich rodziców - 5 razy pradziadków - to już potencjalne 128 osób do odnalezienia. Jeśli dodać do tego przodków mojej żony, to we wspomnianych pokoleniach mamy odpowiednio 128 i 256 osób. A to dopiero początek. Bez wątpienia jeszcze wiele pracy przede mną, ale jeśli tylko czasu i chęci nie zabraknie, to czeka mnie jeszcze niejedno odkrycie. Obecnie priorytetem jest dla mnie poświęcenie czasu, nomen omen, swojej rodzinie, więc mój czas na genealogię jest nieco ograniczony, jednak mam nadzieję, że kilka dekad życia i wiele wolnych chwil na swoje pasje jest jeszcze przede mną.

_________________________

Za 2 tygodnie opublikuję trzeci i ostatni wpis tytułem wstępu. Będzie dotyczył roli akt metrykalnych w genealogii i mojego doświadczenia z nimi. Kolejne wpisy będą odnosić się już do konkretnych tematów.